czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 8

"Dziwna umowa mojej mamy"
Po pięciu minutach zadzwonił ponownie dzwonek do drzwi. Percy poszedł otworzyć drzwi.
-Cześć mamo, Posejdonie.- powiedziałam tytułem przywitania.
-Annie jak się czujesz?- o dziwo bogowie zadają to pytanie jednocześnie, co wywołuje zabijanie się wzrokiem. Wyglądało to komicznie.
-Lepiej.
-Obiad podano. Napijecie się czegoś? Aniołku herbaty?- pokiwałam głową na znak zgody, cały czas bolało mnie gardło, więc starałam się mówić jak najmniej.
-Kawy.- znowu chór. Czy oni to ćwiczą?
Percy wziął mnie na ręce, jakbym nic nie warzyła i przeniósł do stołu.
Nie wiedziałam, że mój chłopak tak genialnie gotuje.  Pomiędzy zupą a drugim daniem, mama wyciągnęła teczkę.
-Annabeth przeczytaj to i podpisz.- powiedziała spotkawszy moje pytające spojrzenie.- Co tak pięknie pachnie?
-Zapiekanka warzywna z szynką.- z kuchni wyłonił się Glonomóżdzek.- Co to Ann?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Nie mogę czytać, tekst mi się rozmazuje.
-Ateno zajmiemy się tym po obiedzie dobrze?- zapytał Posejdon
-Dobrze. Annabeth zbladłaś. Jedz.- Czy mi się zdaje, czy wszyscy nagle stali się tacy apodyktyczni i kontrolujący?
Po zjedzeniu poszliśmy do salonu bogowie usiedli na fotelach, a ja i Percy na kanapie.
-Są to moje warunki dotyczące waszego związku.- stwierdziła Atena
-Już podpisałem, żeby nie robić wam kłopotów takich jak ona.- stwierdził Pan Wód.
-Nie denerwuj mnie wujku.- warknęła mama.
-Nie mogę czytać tekst mi się rozmazuje.- stwierdziłam cicho.
-Przeczytam a później podpiszemy.- stwierdził Glon-
"Umowa dotycząca związku Annabeth Chase (córki Ateny) i Perseusza Jaksona (syna Posejdona):

  1. Perseusz ma poprawić swoje oceny.
  2. Annabeth nie może opuścić się w nauce.
  3. Żaden z bogów nie może się dowiedzieć o waszym związku do czasu zaręczyn.
  4. Do czasu ślubu żyjecie w czystości.
  5. Żadnych dzieci do ukończenia studiów, nawet adoptowanych.
  6. O zaręczynach mam dowiedzieć się przed Annabeth.

Podpisano:
Atena
Posejdon
-Mamy to podpisać?- zakończył Percy.
-Tak to jedyny warunek, bym mogła się zgodzić na wasz związek.
-Dobra- powiedzieliśmy chórem i podpisaliśmy, ja trochę krzywo, ale ujdzie w tłoku.
Nagle zadzwonił telefon Posejdona i Ateny.
-Nagłe zebranie.- powiedziała mama, a Posejdon jęknął.
-Musimy tam być, zasłońcie oczy.- w chwili gdy zasłoniłam oczy rozległ się błysk i już ich nie było.
-To było dziwne.- stwierdziłam. Nagle powieki zaczęły mi ciążyć.
-Chodź zaniosę się do łózka.- stwierdził opiekuńczo Percy.
-Nie chce spać.- bałam się koszmarów.
-Owszem chcesz. Oczy Ci się kleją. Położę się obok Ciebie.
-Dobrze.- uparł się, więc z  nim nie wygram.
Glon znów wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył mnie na łóżko, porządnie opatulił kołdrami i w końcu mnie przytulił.
Po chwili oboje oddaliśmy się w objęcia Morfeusza.    

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 7

Nie ma mowy,ona jest chora jak coś chcecie to przyjdźcie tu!
Tata, Ann i chłopcy mieli wypadek, wracali od dziadków. Padał deszcz, było ślisko, jakiś warjat w nich wjechał.  Tata zginął na miejscu, Ann i dzieciaki walczą o życie. Od 24h czekam na wieści co z moją macochą i przyrodnim rodzeństwem. Nikt nic nie wie. Czeka tu Percy, Chejron, mama, Posejdon i dziewczyny z magazynu. Wszyscy chcą wiedzieć co z Ann i jej nie narodzonymi dziećmi. Nagle wychodzi lekarz.
-Ann?- pytam cicho. Powoli kręci głową- NIE, nie, nie!!!
***
-Aniołku to tylko zły sen, to tylko zły sen.- nagle ogarnia mnie przeraźliwe zimno, zaczynam drżeć. Percy bierze mnie na kolana, otula kołdrami i przytula mnie. Przykłada mi rękę do czoła sprawdzając moją temperaturę- Nie ma mowy, bym pozwolił Ci dzisiaj pójść do szkoły. Poproszę Paula, by wytłumaczył to nauczycielom. Atenę też poinformuję. Kładź się, przyniosę ci śniadanie, leki i pogadam z Paulem.
Odkłada mnie delikatnie na łóżko, poprawia pościel i wychodzi. Zamykam oczy, próbując wyrzucić resztki koszmaru z mojego umysłu, jednak on wraca ze zdwojoną siłą.
-Skarbie?- otwieram delikatnie oczy, na głos Percy'ego, cały pokój się rozmazał, a ręce drżą mi nie wiarygodnie. Glon pomaga mi usiąść i karmi mnie kaszką manną, bo nic innego nie jestem w stanie przełknąć. Nagle ktoś puka.
-Dzieci?- słyszę głos Sally- Percy, ty również nie idziesz dzisiaj do szkoły. Paul was usprawiedliwi.
-Dobrze mamo. Kupisz po drodze jakieś leki?
-Oczywiście. Lecę do pracy, bo Apollo jest zabiegany. Papa, Ann zdrowiej.
-Pa mamo. Dobra, teraz leki. Powiedz co cię boli.
-Percy, ja nie widzę zbyt wyraźnie, a oczy rozsadza mi od środka, zimno mi i boli mnie głowa.
-OK, dostaniesz te leki co  wczoraj, a ja zadzwonię do Ateny i Apolla. Za chwilę wracam.
Powieki strasznie zaczynają mi ciążyć, ale nie chcę spać, chcę wstać, niestety nie mam siły i nogi natychmiast się pode mną uginają. Upadam na ziemię i moja głowa uderza o podłogę.
Mija wieczność zanim Percy wchodzi do pokoju i zanosi mnie do łazienki, nie wychodzi jednak, bo boi się, że ponownie upadnę.
Po umyciu zębów mój chłopak znowu przenosi mnie do pokoju. Włączamy "Dziadka do orzechów", lecz usypiam po chwili wtulona w Percy'ego i opatulona kołdrami.
***
Jestem w jakimś czerwonym pokoju. Są tu przyrządy, jakby urwane z średniowiecznych komnat tortur. Zostaję przykuta do jednej z takiej maszyn. Nagle, z pejczem w ręce, przede mną staję chłopak którego widziałam już w poprzednich snach. Gdy pejcz zbliża się do mojego ciała, sen urywa się.
***
-Nie ma opcji!... To ruszcie swoje szanowne cztery litery i tu przyjdźcie!... Droga Ateno Annabeth ma gorączkę i ledwo się rusza!... To przyjdzie , ugotuję coś i tu zjemy.... Jak mogliśmy przyjść do ciebie to ty i tata możecie przyjść tu.... Apollo wpadnie tu z nim akurat łatwiej się rozmawia.... Nie! Nie powiedziałem ona jest chora!!! Ruszysz swój tyłek i tu przyjdziesz, albo nie mnie to nie obchodzi.... Obudziła się. Kończę, bo muszę dać jej leki. Zapraszam na obiad do nas. Tak, do zobaczenia.- odłożył telefon na blacie wyspy kuchennej i wziął przygotowane wcześniej leki i wodę.- Jak się czujesz? Boli cię jeszcze głowa?
-Nie, czuję się już w miarę dobrze. Mama przyjdzie na obiad?- zaczęłam tak kasłać, tak iż myślałam, że się uduszę . Zastanawiam się czy mam powiedzieć mu moim dziwnym śnie.
-Już dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody- Apollo za chwilę przyjdzie Cię zbadać, a Atena i Posejdon wpadną na obiad. Co ty na to bym na obiad zrobił zupę krem i zapiekankę warzywną z szynką?
-Pychotka.- znów zaczęłam drżeć z zimna.
-Chodź zmarznięta księżniczko. Za minut kilka dostaniesz gorącą czekoladę, a ja wezmę się za obiad.
Zaniesiona przez mojego chłopaka na fotel przed kominkiem i opatulił mnie bardzo dokładnie kołdrą. Dorzucił do kominka kilka szczapek  drewna i wrócił do kuchni
Siedziałam w ciszy, zastanawiając się nad ostatnimi snami. Wynikało z nich, że w Good w czasie zebranie samorządu uczniowskiego będzie wybuch. W czasie całej akcji zostanę uprowadzona z jakimiś dziewczynami, i będą nas torturować.
To był jeden sen. Z drugiego wynikało, że tata, Ann (w ósmym miesiącu ciąży) i chłopcy będą mieli wypadek. Tata i Ann umrą, ale dzieciaki ocaleją. Będzie przy mnie rodzina i przyjaciele.
-Czekolada.- głos Percy'ego wyrwał mnie z zamyślenia. W czasie myślenia w oczach zgromadziły się łzy, które starałam się ukryć. Niestety moje wysiłki poszły na marne. Pojedyncza łza popłynęła mi po policzku, a w ślad za nią następne.- Maleńka nie płacz...- odstawił kubek na stolik i wziął mnie w ramiona. Posadził mnie sobie na kolanach i zaczął bujać w przód i tył, oraz uspokajająco gładził po plecach.
Po chwili się przerwał nam dzwonek do drzwi.
-To pewnie Apollo, pójdę otworzyć. Już wszystko dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody, i wzięłam kubek czekolady do ręki. Wypiłam go duszkiem do dna, co pomogło mi się trochę rozgrzać.
-Apollo- skinęłam głową w stronę boga.
-Annabeth. Powiedz co ci dolega.
-Zimno mi, boli mnie gardło i głowa, wymiotuje, nie mogę się ruszyć i rozmazują mi się kontury.
-Dobra, Atena mówiła mi też coś o twoich utratach świadomości, za chwilę mi o nich opowiedz, tylko powiedz: czy Percy dawał Ci jakieś leki?- pokiwałam głową na zgodę.- Ok.
- Z tymi "zawieszeniami" jest tak, że czasem nic nie widzę, a wszystko słyszę lub na odwrót, teraz doszło do tego drżenie rąk i brak kontaktu z otoczeniem, że nic nie widzę i nic nie słyszę.
-Dobra. Przyśle do ciebie mojego syna, on powinien Ci pomóc z zawieszeniami, uczy się na lekarza w szpitalu na Olimpie. Co do objawów to zapewne zwykła grypa,  weekend w łużku, a w poniedziałek przed szkołą do ciebie wejdę z wizytą i w tedy zdecyduję czy pójdziesz do szkoły. Percy Annabeth ma zakaz wychodzenia spod kołdry, co do leków to Sally je przyniesie.
-Zrozumiałem, zostaniesz na obiad?
- Niestety nie, muszę gnać na następne spotkanie. Pędzę, do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- powiedzieliśmy chórem. Nagle zadzwonił telefon Glona.- Słucham?... Nie!!!... Ma zakaz wychodzenia z domu.... Będziecie czy nie?... Dobrze czekamy.- rozłączył się, rzucił telefon, a gdy spojrzał na mnie wzrok natychmiast mu złagodniał.- Rodzice za chwilę będą.

Rozdział 6

Ogień i woda zgadzają się
Pierwszy odezwał się Posejdon:
-Moją zgodę macie. Dla mnie liczy się waszę szczęście.
-Córeczko- zaczeła Atena, jej ton i to, że powiedziała do mnie pieszczotliwie nie wrużyło nic dobrego.- macie moją zgodę. Perseuszu jeżeli choć raz ją skrzywdzisz to będziesz tego żałował.
-Ateno...
-Posejdonie jeszcze nie skończyłam.- Aha, wyczuwam haczyk- Całą waszą trójkę widzę jutro na Olimpie u mnie w domku.
-Ale...- chciałam przypomnieć mamie o wizycie u Apolla.
-Nie ma żadnych "ale" Annabeth, obiad zjecie u mnie, po wizycie u Apolla.
Mattef chciał zamaskować ziewnięcie. Spojrzałam na zegarek było po 22:00.
-Będziemy się zbierać- zaczął tata- Annie, Percy wpadnijcie do na sna urodziny chłopców. Chłopcy idźcie z mamą do auta, ja pójdę po rzeczy na górę.
-Tyson was odwiezie, a ja Panu pomogę.
Moi bracia przytulili się do mnie i dali całusa. Po pożegnaniu wszystkich udali się do auta z Tysonem. Anastasia wzieła mnie na stronę, była młodsza od taty kilka lat, ona nie przekroczyła nawet czterdziestki.
- Annabeth muszę Ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
-Oczywiście, masz moje słowo.
-Jestem w ciąży.- wow.
-Który tydzień?
-Ósmy, byłam już na badaniach. Nie wiem jak mam to powiedzić twojemu tacie. Boję się jego reakcji. Chciałabym się tu przeprowadzić. Nie wiem jak mam mu o tym powiedzieć.- z oczu popłyneły jej łzy.
-Coś wymyślimy, a ja wiem co zrobić żebyście znów tu mieszkali. Chodź jesteś zmęczona, a przed wami jeszcze długa droga.
-Dzięki Annie.
Odprowadziłam ją do samochodu. Chłopcy już siedzieli, a tata i Percy zamykali właśnie bagażnik.
-Trzymaj się tato!- przytuliłam się do niego i machałam im do póki nie znikneli mi z oczu.
Wróciliśmy do stołu. Po pięciu minutach również się zbieraliśmy, bo Tyson już wrócił.
-Percy, pamiętasz, że mamy na siódmą do szkoły.
-Tak, a co?
-Zmęczona jestem, za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Usnęłam w drodze do domu.
***
Obudziłam się jak mój chłopak wchodził do mieszkania.
-Wskocz do łazienki, a następnie do łóżka.- powiedział szeptem, ale tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Od kiedy to jesteś taki apodyktyczny?- spytałam szeptem. Chwiejąc się na nogach ruszyłam w stronę łazienki. Świat nagle zawirował, a mnie zemdliło.
W ostatniej chwili doczołgałam się do ubikacji, bo mój żołądek miał najwidoczniej ochotę pozbyć się całego pokarmu. Po opróżnieniu całego żołądka wciąż miałam mdłości i strasznie kręciło mi się w głowie.
Usiadłam na sedesie, żeby się nie przewrócić i szybko przebrałam się w piżamę, oraz umyłam się. Na równie chwiejnych nogach wróciłam do pokoju. Gdy przekroczyłam próg, przewróciłabym się gdyby mój chłopak nie złapał mnie w ostatniej chwili.
-O matko Aniołku nic ci nie jest? Jak się czujesz?
-Musiałam się czymś podtruć, zimno mi i świat wiruje.- odpowiedziałam cicho.
Mimo, że miałam ciepłą zimową piżamę, drżałam., było mi lodowato. Percy położył mnie na swoim łóżku i przykrył swoją kołdrą. Wyszedł, pewnie poszedł po termometr i jakieś leki. Po chwili wrócił z jakimś ciepłym napojem, tabletkami i termometrem.
Po zmierzeniu temperatury, okazało się, że mam 39.9 stopni gorączki. Plelsi podał mi leki i kazał wypić truskawkową herbatę, jak to zrobiłam poszedł do łazienki.
Po powrocie okrył mnie jeszcze moją kołdrą i położył się obok mnie. Po chwili usnęłam.

Rozdział 5

"On pamięta"
W Good było obowiązkowe spotkanie samorządu uczniowskiego, któremu wciąż przewodniczyła Nancy. Nagle był wybuch. Biegłam wśród przerażonych śmiertelników szukając Percy'ego. Ciemność.
Stary magazyn. Dziewczyny. Lajstrynogowie. Faceci w czerni.
Nagle pokój w czerwieni. Była tam jakaś dziewczyna, nie widziałam dokładnie. Krzyczała żeby ktoś przestał. Potem ktoś ją chyba uderzył. Ciemność.
***
Obudziłam się jak "Plelsi" przenosił mnie do naszego pokoju. Pojedyncza łza poleciała mi po policzku, a ja wtuliłam się mocniej w Glona.
-Maleńka to był tylko koszmar.
Nagle drzwi do mieszkania otwierają się.
-W CALE NIE!!! PAUL ARTEMIDA GO POTRZEBOWAŁA A OSTATNIO SIĘ POKŁÓCIŁYŚMY WIĘC WYSŁAŁ MNIE NA UMÓWIONY OBIAD Z POSEJDONEM! NIC O TYM NIE WIEDZIAŁAM!- krzyczy Sally.
-TO CZEMU NIE ODBIERAŁAŚ TELEFONU!!- wykrzyknął Paul.
-BO ZOSTAŁ W PRACY NA BIURKU!!!- Oh, Percy wymknął się nie zauważony do naszego pokoju.
Krzyczeli coś jeszcze, ale ich nie słyszałam.
-Plelsi- Ups. Miałam mu nie mówić. Ann głupolu. Jego oczy zrobiły się wielkie. Jak byłam w pierwszej klasie podstawówki chodziliśmy razem do pierwszej klasy (mieliśmy wtedy po sześć lat), nie umiałam poprawnie wymówić jego imienia i tak na niego mówiłam, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi dopóki tata mnie nie zabrał i nie uciekłam.- Przepraszam.
-Nie ma za co. Myślałem, że nie pamiętasz. Mój słodki Aniołku.- spąsowiałam po uszy.
Percy spojrzał na zegarek, który miał nastawiony.
-Na gacie Posejdona!!! Annabeth ubierz tę sukienkę, którą kupiliśmy, za pół godziny wychodzimy.
Pocałował mnie szybko i wybiegł poinformować swoich opiekunów.
Paul stwierdził, że łazienki nie potrzebuje więc miałyśmy z Sally po piętnaście minut.
Szybki prysznic, odzianie się i fryzura zajęły mi dziesięć minut, a pozostałe pięć makijaż.


Równo o siedemnastej trzydzieści wchodzi Percy,Tyson i Sara zapukali do naszych drzwi, by zaprowadzić nas wszystkich do auta.
Percy w szytym na miarę granatowym garniturze prezentował się perfekcyjnie.
-Będę zazdrosna.- szepnęłam mu na ucho. Uśmiechnął się do mnie w ten swój łobuzerski sposób, a ja zaczęłam chichotać z własnej głupoty.
Po drodze zajechaliśmy po naszych boskich rodziców. Spojrzałam zdziwiona na mojego chłopaka, ale ten nic nie powiedział.
Zatrzymaliśmy się przy hotelu Plaza. Ostatni raz jak tu byłam, jak chroniliśmy Olimp i wielu z nas zginęło.
Gdy weszliśmy zaparło mi dech w piersiach. Piękne diamentowe żyrandole idealnie pasowały do staroświeckiego wystroju. Percy powiedział coś do recepcjonistki.
Nagle drzwi windy rozsunęły się i jak proca w moje ramiona wystrzelili moi dwaj bracia. Za nimi szła Anastazja i mój tato.
-ANNABETH!!!
-Matthew, Boby, Ana, tata.- przywitałam wszystkich. Recepcjonistka zaprowadziła nas do restauracji.
Zarezerwowano dla nas dwunastoosobowy stół. Musiało go to kosztować majątek.
Po prawej stronie usiadła moja rodzina i Atena, a po lewej Posejdon i rodzina Pery'ego. My usiedliśmy na szczytach stołu, na przeciwko siebie.
-Chłopcy opowiadajcie jak wam się podoba w szkole?- zagadałam
-Siostra czemu ty pytasz zawsze tylko o szkołę?- zapytał Bob.
-Boby, nauka jest ważna, a ja nie wiem czy wam dobrze idzie, czy mogę wam jakoś pomóc. Poza tym pytałam jak wam się podoba.
-Jest fajnie, mam fajnych nauczycieli od matematyki, chemii, biologii i fizyki.- ooo. umysł scisły.
-Osobiście wolę nauczycieli od angielskiego, historii, WOS-u i geografii.- czysty archeolog. Moja mama włączyła się do rozmowy.
-Chłopcy a co robicie jak szkoły nie ma?- zaczęła Atena.
-Mamo...
-Ja zagłębiam dzieje historii Świata i tajemnice geografii.- powiedział Bob
-Ja robię różnego typu eksperymenty i doświadczenia- pochwalił się Matt.
-Czy wasi rodzice pogniewają się jak dam wam prezenty?
-Nie- odpowiedzieli zgodnie.
Atena wyjęła dwa duże pudła. Moi bracia z radością je rozpakowali, a następnie rzucili się na szyję bogini mądrości i pocałowali ją w policzki.
-A teraz Perseuszu Jakson'ie uchyl rąbka tajemnicy i powiedz nam co to za tajemnica.
-Dobrze.- Wstał, obszedł stół i podał mi rękę, zachęcając bym wstała. Zabiję go za to.- Chcemy wam ogłosić radosną nowinę, Annabeth i ja jesteśmy parą.
-Wygrałem- krzyknął Matthew
Nasi boscy rodzice zachłysnęli się winem.
-Co!!?? Jak to!?- chór, oni to ćwiczyli czy co?
-Mamo- zaczęłam łagodnie
-Tato- poszedł w moje ślady Percy, teraz moja kolej.
-My się kochamy.- ja
-Mamy nadzieję, że to zrozumiecie i dacie nam zgodę na nasz związek.- dokończył Glon

Rozdział 4

"Pierwszy dzień w Good, czyli witamy w piekle"
Wstałam chwile przed piątą. Percy spał więc nie zamierzałam go budzić. Poszłam po cichu się umyć, ubrać i pobiegać na bieżni, bo padał deszcz, poza tym nie chciałam wychodzić bez Percy'ego.
Paul zakupił nam wszystkie podręczniki potrzebne do szkoły. Załatwił też potrzebne formalności. Byłam mu za to wdzięczna.
Wzięłam MP 4 od Apolla, włączyłam FOB i zaczęłam biec. Nowoczesna bieżnia od Posejdona działała tak cicho, że nikt tego nie słyszał. Nie włączyłam oświetlenia, by nie zbudzić Glonomóżdzka.
Przebiegłam właśnie półmaraton (20 km.) gdy zapaliło się światło. Percy wstał.
-Wcześnie wstałaś.- zauważył. Było jakieś pięć minut po szóstej.- Dzień dobry kotku.
-Cześć kochanie.
-Powtórz to.
-Ale co?- nie zajarzyłam. znowu chciałam spać.
-Powiedziałaś do mnie kochanie.- o kurde. Do nikogo jeszcze nigdy nie powiedziałam pieszczotliwie.
-Przepraszam. Nie jestem pewna czy wiem jak głupio to zabrzmiało.- pąsowieje.
-Mi się to podobało nawet bardzo.- stwierdza rzeczowo Percy.
-Na prawdę?- pytam zdziwiona, unosząc głowę i patrząc mu w oczy, sprawdzając czy nie żartuje.
-Na prawdę maleńka.- podoba mi się to.
-Kochanie mi też się podoba jak mówisz do mnie maleńka.- po chwili zastanowienia stwierdziłam- Idź się umyj, a ja zrobię śniadanie. Niebieskie naleśniki mogą być?
-Oczywiście, uwielbiam Cię.
Szybko zrobiłam ciasto na naleśniki i dodałam do niego niebieskiego barwnika spożywczego i zaczęłam smażyć na czterech patelniach.
Uwielbiam gotować, choć prawie całe życie spędziłam w obozie gdzie gotowały nimfy.
Percy pojawił się po piętnastu minutach. Miał zaczerwienione oczy.
-Zgaduję- odezwałam się cicho- mydło wleciało Ci to oczu.- skrzywił się i pokiwał głową- Siadaj- wyciągnęłam z plecaka, który już był w kuchni krople do oczu. Percy pociągnął mnie za ręke, tak że wylądowałam okrakiem na jego kolanach. Glonomóżdzek przechylił głowę, a ja wkropiłam mu pięć kropel do każdego oka.
-PERSEUSZU JAKSONIE W TEJ CHWILI WYTŁUMACZ MI CO TO OZNACZA!!!!- Ups.
-Mamo przecież Ci mówiłem, że mam wam coś ważnego do ogłoszenia.
-Mówiłeś, ale masz mi powiedzieć w tej sekundzie o co chodzi, bo za telefonuje do Posejdona i Ateny.
-Nie, nie, nie. Już mówię. Annabeth jest moją dziewczyną.
-To świetnie. Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
-To miała być niespodzianka.- stwierdził zaczerwieniony Percy.
-Pani Jakson naleśnika?
-Sally, Ann mów mi Sally dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody- Tak poproszę. Paul już idzie nałożyłabyś mu również.
-Jasne.
Nałożyłam na cztery talerze naleśniki, podałam do stołu, nalałam sobie porządną porcje kawy i zaczęłam jeść.
-Mamo tylko proszę nie mów tego nikomu.
-Co ty znowu kombinujesz synku?- zapytała podejrzliwie Sally.
-Niespodzianka.- stwierdził, a jego oczy rozbłysły łobuzersko.
-Nic z niego nie wyciągniemy, Sally już próbowałam.- stwierdziłam biorąc potrzebny łyk kofeiny.
-Wierzę Ci. Paul odwiezie was do szkoły. Muszę stawić się wcześniej w pracy, bo mamy zabranie całej firmy.
Mama Percy'ego pracuje w Olimpie, wielo-działowej firmie wszystkich bogów. Jest asystentką Apolla, który promuje jej książki.
Po śniadaniu wzięłam prysznic i ubrałam się w szare rurki, czarne botki, białą bluzkę z nadrukiem i morską marynarkę.
-PERCY!!! ANNABETH!!!- rozpromienił się na nasz widok Tyson
-Tyson?! A co ty tu robisz?- zapytaliśmy chórem
-Co wy chór? Uczę się tu. Gromowładny, Sowiooka i tata mnie tu wysłali bym was chronił.
-Nic dziwnego. Co chwila wpadamy w jakieś kłopoty. Prawda?- spytałam sarkastycznie.
-Nie ważne, jutro musimy wstawić się na Olimpie a dzisiaj idziemy na zakupy.- stwierdził Percy.
-Kochanie jakie zakupy?- wiedziałam, że mi odpowie, w końcu sam powiedział że to lubi.
-Idziemy kupić Ci sukienkę na dzisiejszy wieczór.
-Ale nie mam miejsca w szafie, ubrania się z niej wylewają.
-Jedna sukienka w tę czy wew tę nie zaszkodzi w szafie.- stwierdził Percy- Powiesisz ją w takim razie w mojej.
-Nie lubię niespodzianek, proszę powiedz mi gdzie idziemy i na co mi ta sukienka.
-Mowy nie ma.- Kurde, jak się uparł to choćby strzały z nieba grały mi nie powie.- Poza tym ja płacę.- już miałam zaprotestować gdy usłyszałam- Tylko nie protestuj to prezent ode mnie dla ciebie.
-Dobra.- uległam.
Jak każda dziewczyna jestem niezdecydowana.  Po godzinie wybrałam sobie ciemno granatową sukienkę, z obcisłą górą i tiulem od pasa w dół a do tego perłowe bolerko.
Jak wracaliśmy do domu na skróty, w ciemnej uliczce spotkaliśmy starą znajomą Percy'ego. Nancy Bobofit, która zmieniła się w empuze.
Miałam już sztylet w dłoni, ale ta tak mi się zaczęłam się  trząść, że mi wypadł. Na szczęście Percy pokonał ją zanim dobrze zaatakowała. Moje ciało opanowały dreszcze. Nie umiałam nad tym zapanować.
Glonomórzdzek sukienkę włożył ostrożnie do placaka, a mnie wziął na ręce.
Po jakiś dziesięciu minutach leżałam już w ramionach Percy'ego w naszym pokoju.  Moje ciało opanował jeszcze większy dygot niż na dworze.
Jako, że zdążyłam się już zorientować kto, był w samorządzie uczniowskim stwierdziłam:
-Percy właśnie zabiłeś przewodniczącą samorządu uczniowskiego.- nagle do pokoju wpadł Paul.
-Percy! Ann! Musicie to zobaczyć!!!- powiedział przerażony i natychmiast wybiegł do sali telewizyjnej. Nie upewniając się czy idziemy za nim zaczął nawijać- Sally nie odbiera telefonu, a jeśli ona... Jej na pewno nic nie jest Oni, by na to nie pozwolili... A może jednak.- krążył po pokoju wciąż próbując się dodzwonić do Sally.
-Na budynek wielo-funkcyjnej firmy Olimp był napad. Są trzy osoby śmiertelne i dziesięć osób rannych.- mówiła reporterka w telewizji- Rodziny osób pracujących tam i nie mogących się do dzwonić do swoich bliskich prosimy o przyjazd do szpitala...
-Na pewno nic jej nie jest!- Percy wydarł się na Paula- Uspokój się!!! Panika zabija!!!- Po dwóch spokojnych oddechach- Chodź Tyson Cię zawiezie.
Usiadłam na kanapie w kształcie litery L, podciągnęłam kolana do brzucha i wciąż drżąc kołysałam się w przód i tył. Nie wiem kiedy usnełam.