Ach, a tak chciałam odpocząć od potworów.
Wparowanie Percy'ego odrobinę mnie przestraszyło. Trochę bardzo się wkurzyłam, bo syn Posejdona zniknął na dwie godziny, a w parował tak, że o mały włos nie odkrył mojego pamiętnika.Dlatego, że siedziałam na górze, zeskoczyłam na podłogę.
-Jestem na ciebie zła.- powiedziałam bez ogródek.
-Zdaje sobie z tego sprawę. Uwierz mi jednak, że to co przygotowałem spodoba Ci się bardzo.
Na początku Glonomórzdzek zabrał mnie do czekoladziarni. Bardzo dobrze wie, że jak dostane czekoladę to wszystkie moje fochy znikają w mgnieniu oka. Niestety ten romantyczny nastrój zepsuły.... potwory!!!
Zaatakowało nas trzech lajtrynogów i dwie drakainy. Jak ja czasem nienawidzę być herosem. No cóż, mówi się trudno. Zanim rozpoczęła się walka gwizdaliśmy po nasze pegazy, a Percy dodatkowo po Panią o'Leary. Po chwili nasze wierzchówce zmiażdżyły drakainy, a nasz pupilek dostał gryzak w postaci stwora. W tej chwili rzucił się na mnie największy z lajstrynogów. Zranił mnie w prawą rękę. Pojawiły mi się mroczki przed oczami, ale i tak zamieniłam potwora w złoty pył. Syn Posejdona poradził sobie z walką o wiele lepiej. Może dlatego, że pływał w rzece Styks. Z resztą to inna historia.
-Nic Ci nie jest?- standardowe pytanie mojego chłopaka.
-Wszystko dobrze. To tylko małe draśnięcie. Pomógłbyś mi, proszę.
-No pewnie. Co mam robić.
-Pamiętasz jak na obozie mieliśmy pierwszą pomoc?
-Tak.
-To super, bo musisz mi zrobić opatrunek uciskowy.
Percy natychmiast wziął się do roboty. Po kilku minutach Glonomórzdzek skończył opatrywać mi ranę.
Niestety potwór podarł mi kurtkę i bluzkę. Na szczęście w torebce miałam sweter.
-Co ty znowu kombinujesz?!- krzyknęłam, bo Jakson zasłonił mi oczy jakąś chustą i posadził na moim pegazie.
-Niespodzianka. Przekonasz się na miejscu.
Lecieliśmy jakiś kwadrans, mój chłopak zdjął mnie z pegaza i wziął na ręce.
Gdy w końcowym efekcie odzyskałam wzrok siedziałam w namiocie przy piękne nakrytym stole z moimi ukochanymi potrawami.
Natychmiast rzuciłam Glonomórzdzka na ziemie.
-To za zostawienie mnie samej w domu i twoje zniknięcie- uderzyłam go w żebra- a to za taką wspaniałą niespodziankę.- pocałowałam go.
-Dziękuję.- ni z stąd ni z owąd znalazłam się pod Percy'm.- a teraz chodź, bo nam panini ostygnie.
Jak skończyliśmy jeść syn Posejdona uklęknął przede mną.
-Annabeth Chase, córko Ateny czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?- musiałam mieć mega zdziwioną minę, bo Percy od razu dodał- No wiesz tak oficjalnie, chce żebyśmy mieli jakiś wspólny symbol, np. jak małżonkowie mają obrączki, coś w tym stylu. To natomiast jest wynik mojej pracy.
-Och... Perseuszu Jakson'ie,oczywiście, że tak. Chcę oficjalnie zostać twoją dziewczyną.
W tej chwili otworzyło się małe srebrne pudełko z niebieską wstążką. Na granatowym jedwabiu leżały dwa srebrne naszyjniki serca na jednej stronie widniała sowa z moimi inicjałami, z drugiej trójząb z inicjałami mojego ukochanego. Założyliśmy je sobie na wzajem. Z przyzwyczajenia przejechałam obuszkiem palce po krawędzi zawieszki, ta nagle się otworzyła. W środku było nasze zdjęcie przedstawiające nasz podwodny pocałunek, na przeciwko ilustracji był napis:
"Na zawsze razem, bo kochać to znaczy czynić dobro"¹
Rzuciłam się Percy'emu na szyje, ze łzami szczęści oczach. Szukał moich ust, a gdy je znalazł to obsypał je tysiącem pocałunków. Wróciliśmy na Mrocznym do domu.
Tym razem ja wygrałam zakład, dlatego pierwsza poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu, ogarnięciu się i zrobieniu warkocza wróciłam do naszego pokoju.
-Jesteś piękniejsza od Afrodyty i mądrzejsza od Ateny.- zamurowało mnie. Nigdy nie słyszałam takich komplemętów. Poza tym byłam w za dużej niebieskiej bluzce i shortach.
-Co się dzieje?- zapytałam. Glonomórzdzek siedział na swoim łużku, i patrzył na mnie bardzo czule. Podeszłam do niego i usiadłam jemu na kolanach.- Ej, no powiedz. Przecież widzę, że coś cię gryzie.
-Mamy misje ja i ty. Musimy zprowadzić do obozu po kolei dziesięciu herosów. Chejron i Grover nam to zlecili, bo wszyscy satyrowie są rozsypani po całej Ameryce, a na manchattanie nie ma nikogo, bo Kozłonogowi zabrakło opiekónów.
-To chyba cię nie dręczy. Jest jeszcze jakiś fakt. Prawda?
-Skąd wiesz?
-Za dobrze Cię znam.
-Okej. Wygrałaś. Nie które dzieci są silne, to mogą być dzieci Wielkiej Trójki. Znaczy to tyle, że może to być moje rodzeństwo.
-I to cię gryzie, bo będziesz miał rodzeństwo?
-Tak. W końcu tata mnie ostrzegał, ale myślałem, że to był żart.- bał się, w końcu zawsze był sam, a Tyson rzadko bywa w obozie.
-Nie martw się, jakby coś się działo, to masz mnie.
-Wiem. A ty nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham.
-Mam, może małe ale mam.- uwielbiam się z nim droczyć. Percy mnie pocałował.
-A teraz? Masz choś trochę większe?- spytał podejrzliwie.
-Może. Ale teraz idź się umyj bo jutro nie wstaniesz do szkoły.- Glonomórzdzek wystawił mi język.
-Zobaczysz, zanim ty wstaniesz to ja już będe po treningu, umyty, spakowany i najedzony.- znowu mnie wyzwał na pojedynek, ciekawe kto to wygra.
-No dobra, a teraz serio mówie glonku do łazienki, bo cię pobije.- po mojej groźbie w końcu poszedł, a ja wspiełam się na moje łużko i poszłam spać
* * *
Ogniści mężczyźni. Wybuch. Ciemność. Biegłam szukając Percego. Ponownie nic nie widziałam. Stary magazyn. Ja i jakieś dziewczyny przywiązane do słupa. Lajtrynogowie. Faceci ubrani na czarno znowu do nas podchodzili. Wtedy zobaczyłam nicość.
* * *
-Annabeth. Już wszystko dobrze. To tylko sen. Kochanie no już obudź się.- w tej chwili otworzyłam oczy. Natychmiast łzy poleciały mi po policzkach.- Cicho, no już, jestem z tobą, nic ci nie grozi.- uspokoiłam się trochę.- Krzyczałaś, dlatego Cię obudziłem. Jest chwila po północy.- On mnie na serio zna, bo odpowiedział na moje nieme pytanie.
-Ja już nie zasne.- stwierdzam, pociągając nosem.
-Chodź.- zniósł mnie na dół i położył na swoim łużku.
Znowu się rozkleiłam, a Percy gładził moją ręke i mówił coś uspokajającego.
Po kwadransie dotarło do mnie, że jutro jest szkoła i mój chłopak musi się wyspać. Przesunełam się i pokazałam, żeby się obok mnie.
- Kocham Cię, i nie wyobrażam sobie życiam bez ciebie, ani teraz, ani nigdy. Dzięki tobie czuje się potrzebna i bezpieczna.- wyżuciłam to z siebie. Te słowa kwiły we mnie od czasu misij po Złote Runo.
-Annabeth ja ciebie kocham jeszcze bardziej. Prosze obiecaj mi, że nigdy się nie rozdzielimy.- miał roztrzęsiony głos, może też miał jakiś straszny koszmar? A ja jak skończona egoistka zajmuje się sobą.
-Dobrze. Zawsze razem, niegdy osobno.- przytuliłam się do niego
Po chwili oboje zasneliśmy. Czułam się wreszcie bezpieczna i szczęśliwa.
1. Henryk Sienkiewicz