piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 7

Nie ma mowy,ona jest chora jak coś chcecie to przyjdźcie tu!
Tata, Ann i chłopcy mieli wypadek, wracali od dziadków. Padał deszcz, było ślisko, jakiś warjat w nich wjechał.  Tata zginął na miejscu, Ann i dzieciaki walczą o życie. Od 24h czekam na wieści co z moją macochą i przyrodnim rodzeństwem. Nikt nic nie wie. Czeka tu Percy, Chejron, mama, Posejdon i dziewczyny z magazynu. Wszyscy chcą wiedzieć co z Ann i jej nie narodzonymi dziećmi. Nagle wychodzi lekarz.
-Ann?- pytam cicho. Powoli kręci głową- NIE, nie, nie!!!
***
-Aniołku to tylko zły sen, to tylko zły sen.- nagle ogarnia mnie przeraźliwe zimno, zaczynam drżeć. Percy bierze mnie na kolana, otula kołdrami i przytula mnie. Przykłada mi rękę do czoła sprawdzając moją temperaturę- Nie ma mowy, bym pozwolił Ci dzisiaj pójść do szkoły. Poproszę Paula, by wytłumaczył to nauczycielom. Atenę też poinformuję. Kładź się, przyniosę ci śniadanie, leki i pogadam z Paulem.
Odkłada mnie delikatnie na łóżko, poprawia pościel i wychodzi. Zamykam oczy, próbując wyrzucić resztki koszmaru z mojego umysłu, jednak on wraca ze zdwojoną siłą.
-Skarbie?- otwieram delikatnie oczy, na głos Percy'ego, cały pokój się rozmazał, a ręce drżą mi nie wiarygodnie. Glon pomaga mi usiąść i karmi mnie kaszką manną, bo nic innego nie jestem w stanie przełknąć. Nagle ktoś puka.
-Dzieci?- słyszę głos Sally- Percy, ty również nie idziesz dzisiaj do szkoły. Paul was usprawiedliwi.
-Dobrze mamo. Kupisz po drodze jakieś leki?
-Oczywiście. Lecę do pracy, bo Apollo jest zabiegany. Papa, Ann zdrowiej.
-Pa mamo. Dobra, teraz leki. Powiedz co cię boli.
-Percy, ja nie widzę zbyt wyraźnie, a oczy rozsadza mi od środka, zimno mi i boli mnie głowa.
-OK, dostaniesz te leki co  wczoraj, a ja zadzwonię do Ateny i Apolla. Za chwilę wracam.
Powieki strasznie zaczynają mi ciążyć, ale nie chcę spać, chcę wstać, niestety nie mam siły i nogi natychmiast się pode mną uginają. Upadam na ziemię i moja głowa uderza o podłogę.
Mija wieczność zanim Percy wchodzi do pokoju i zanosi mnie do łazienki, nie wychodzi jednak, bo boi się, że ponownie upadnę.
Po umyciu zębów mój chłopak znowu przenosi mnie do pokoju. Włączamy "Dziadka do orzechów", lecz usypiam po chwili wtulona w Percy'ego i opatulona kołdrami.
***
Jestem w jakimś czerwonym pokoju. Są tu przyrządy, jakby urwane z średniowiecznych komnat tortur. Zostaję przykuta do jednej z takiej maszyn. Nagle, z pejczem w ręce, przede mną staję chłopak którego widziałam już w poprzednich snach. Gdy pejcz zbliża się do mojego ciała, sen urywa się.
***
-Nie ma opcji!... To ruszcie swoje szanowne cztery litery i tu przyjdźcie!... Droga Ateno Annabeth ma gorączkę i ledwo się rusza!... To przyjdzie , ugotuję coś i tu zjemy.... Jak mogliśmy przyjść do ciebie to ty i tata możecie przyjść tu.... Apollo wpadnie tu z nim akurat łatwiej się rozmawia.... Nie! Nie powiedziałem ona jest chora!!! Ruszysz swój tyłek i tu przyjdziesz, albo nie mnie to nie obchodzi.... Obudziła się. Kończę, bo muszę dać jej leki. Zapraszam na obiad do nas. Tak, do zobaczenia.- odłożył telefon na blacie wyspy kuchennej i wziął przygotowane wcześniej leki i wodę.- Jak się czujesz? Boli cię jeszcze głowa?
-Nie, czuję się już w miarę dobrze. Mama przyjdzie na obiad?- zaczęłam tak kasłać, tak iż myślałam, że się uduszę . Zastanawiam się czy mam powiedzieć mu moim dziwnym śnie.
-Już dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody- Apollo za chwilę przyjdzie Cię zbadać, a Atena i Posejdon wpadną na obiad. Co ty na to bym na obiad zrobił zupę krem i zapiekankę warzywną z szynką?
-Pychotka.- znów zaczęłam drżeć z zimna.
-Chodź zmarznięta księżniczko. Za minut kilka dostaniesz gorącą czekoladę, a ja wezmę się za obiad.
Zaniesiona przez mojego chłopaka na fotel przed kominkiem i opatulił mnie bardzo dokładnie kołdrą. Dorzucił do kominka kilka szczapek  drewna i wrócił do kuchni
Siedziałam w ciszy, zastanawiając się nad ostatnimi snami. Wynikało z nich, że w Good w czasie zebranie samorządu uczniowskiego będzie wybuch. W czasie całej akcji zostanę uprowadzona z jakimiś dziewczynami, i będą nas torturować.
To był jeden sen. Z drugiego wynikało, że tata, Ann (w ósmym miesiącu ciąży) i chłopcy będą mieli wypadek. Tata i Ann umrą, ale dzieciaki ocaleją. Będzie przy mnie rodzina i przyjaciele.
-Czekolada.- głos Percy'ego wyrwał mnie z zamyślenia. W czasie myślenia w oczach zgromadziły się łzy, które starałam się ukryć. Niestety moje wysiłki poszły na marne. Pojedyncza łza popłynęła mi po policzku, a w ślad za nią następne.- Maleńka nie płacz...- odstawił kubek na stolik i wziął mnie w ramiona. Posadził mnie sobie na kolanach i zaczął bujać w przód i tył, oraz uspokajająco gładził po plecach.
Po chwili się przerwał nam dzwonek do drzwi.
-To pewnie Apollo, pójdę otworzyć. Już wszystko dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody, i wzięłam kubek czekolady do ręki. Wypiłam go duszkiem do dna, co pomogło mi się trochę rozgrzać.
-Apollo- skinęłam głową w stronę boga.
-Annabeth. Powiedz co ci dolega.
-Zimno mi, boli mnie gardło i głowa, wymiotuje, nie mogę się ruszyć i rozmazują mi się kontury.
-Dobra, Atena mówiła mi też coś o twoich utratach świadomości, za chwilę mi o nich opowiedz, tylko powiedz: czy Percy dawał Ci jakieś leki?- pokiwałam głową na zgodę.- Ok.
- Z tymi "zawieszeniami" jest tak, że czasem nic nie widzę, a wszystko słyszę lub na odwrót, teraz doszło do tego drżenie rąk i brak kontaktu z otoczeniem, że nic nie widzę i nic nie słyszę.
-Dobra. Przyśle do ciebie mojego syna, on powinien Ci pomóc z zawieszeniami, uczy się na lekarza w szpitalu na Olimpie. Co do objawów to zapewne zwykła grypa,  weekend w łużku, a w poniedziałek przed szkołą do ciebie wejdę z wizytą i w tedy zdecyduję czy pójdziesz do szkoły. Percy Annabeth ma zakaz wychodzenia spod kołdry, co do leków to Sally je przyniesie.
-Zrozumiałem, zostaniesz na obiad?
- Niestety nie, muszę gnać na następne spotkanie. Pędzę, do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- powiedzieliśmy chórem. Nagle zadzwonił telefon Glona.- Słucham?... Nie!!!... Ma zakaz wychodzenia z domu.... Będziecie czy nie?... Dobrze czekamy.- rozłączył się, rzucił telefon, a gdy spojrzał na mnie wzrok natychmiast mu złagodniał.- Rodzice za chwilę będą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz