czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 8

"Dziwna umowa mojej mamy"
Po pięciu minutach zadzwonił ponownie dzwonek do drzwi. Percy poszedł otworzyć drzwi.
-Cześć mamo, Posejdonie.- powiedziałam tytułem przywitania.
-Annie jak się czujesz?- o dziwo bogowie zadają to pytanie jednocześnie, co wywołuje zabijanie się wzrokiem. Wyglądało to komicznie.
-Lepiej.
-Obiad podano. Napijecie się czegoś? Aniołku herbaty?- pokiwałam głową na znak zgody, cały czas bolało mnie gardło, więc starałam się mówić jak najmniej.
-Kawy.- znowu chór. Czy oni to ćwiczą?
Percy wziął mnie na ręce, jakbym nic nie warzyła i przeniósł do stołu.
Nie wiedziałam, że mój chłopak tak genialnie gotuje.  Pomiędzy zupą a drugim daniem, mama wyciągnęła teczkę.
-Annabeth przeczytaj to i podpisz.- powiedziała spotkawszy moje pytające spojrzenie.- Co tak pięknie pachnie?
-Zapiekanka warzywna z szynką.- z kuchni wyłonił się Glonomóżdzek.- Co to Ann?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Nie mogę czytać, tekst mi się rozmazuje.
-Ateno zajmiemy się tym po obiedzie dobrze?- zapytał Posejdon
-Dobrze. Annabeth zbladłaś. Jedz.- Czy mi się zdaje, czy wszyscy nagle stali się tacy apodyktyczni i kontrolujący?
Po zjedzeniu poszliśmy do salonu bogowie usiedli na fotelach, a ja i Percy na kanapie.
-Są to moje warunki dotyczące waszego związku.- stwierdziła Atena
-Już podpisałem, żeby nie robić wam kłopotów takich jak ona.- stwierdził Pan Wód.
-Nie denerwuj mnie wujku.- warknęła mama.
-Nie mogę czytać tekst mi się rozmazuje.- stwierdziłam cicho.
-Przeczytam a później podpiszemy.- stwierdził Glon-
"Umowa dotycząca związku Annabeth Chase (córki Ateny) i Perseusza Jaksona (syna Posejdona):

  1. Perseusz ma poprawić swoje oceny.
  2. Annabeth nie może opuścić się w nauce.
  3. Żaden z bogów nie może się dowiedzieć o waszym związku do czasu zaręczyn.
  4. Do czasu ślubu żyjecie w czystości.
  5. Żadnych dzieci do ukończenia studiów, nawet adoptowanych.
  6. O zaręczynach mam dowiedzieć się przed Annabeth.

Podpisano:
Atena
Posejdon
-Mamy to podpisać?- zakończył Percy.
-Tak to jedyny warunek, bym mogła się zgodzić na wasz związek.
-Dobra- powiedzieliśmy chórem i podpisaliśmy, ja trochę krzywo, ale ujdzie w tłoku.
Nagle zadzwonił telefon Posejdona i Ateny.
-Nagłe zebranie.- powiedziała mama, a Posejdon jęknął.
-Musimy tam być, zasłońcie oczy.- w chwili gdy zasłoniłam oczy rozległ się błysk i już ich nie było.
-To było dziwne.- stwierdziłam. Nagle powieki zaczęły mi ciążyć.
-Chodź zaniosę się do łózka.- stwierdził opiekuńczo Percy.
-Nie chce spać.- bałam się koszmarów.
-Owszem chcesz. Oczy Ci się kleją. Położę się obok Ciebie.
-Dobrze.- uparł się, więc z  nim nie wygram.
Glon znów wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył mnie na łóżko, porządnie opatulił kołdrami i w końcu mnie przytulił.
Po chwili oboje oddaliśmy się w objęcia Morfeusza.    

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 7

Nie ma mowy,ona jest chora jak coś chcecie to przyjdźcie tu!
Tata, Ann i chłopcy mieli wypadek, wracali od dziadków. Padał deszcz, było ślisko, jakiś warjat w nich wjechał.  Tata zginął na miejscu, Ann i dzieciaki walczą o życie. Od 24h czekam na wieści co z moją macochą i przyrodnim rodzeństwem. Nikt nic nie wie. Czeka tu Percy, Chejron, mama, Posejdon i dziewczyny z magazynu. Wszyscy chcą wiedzieć co z Ann i jej nie narodzonymi dziećmi. Nagle wychodzi lekarz.
-Ann?- pytam cicho. Powoli kręci głową- NIE, nie, nie!!!
***
-Aniołku to tylko zły sen, to tylko zły sen.- nagle ogarnia mnie przeraźliwe zimno, zaczynam drżeć. Percy bierze mnie na kolana, otula kołdrami i przytula mnie. Przykłada mi rękę do czoła sprawdzając moją temperaturę- Nie ma mowy, bym pozwolił Ci dzisiaj pójść do szkoły. Poproszę Paula, by wytłumaczył to nauczycielom. Atenę też poinformuję. Kładź się, przyniosę ci śniadanie, leki i pogadam z Paulem.
Odkłada mnie delikatnie na łóżko, poprawia pościel i wychodzi. Zamykam oczy, próbując wyrzucić resztki koszmaru z mojego umysłu, jednak on wraca ze zdwojoną siłą.
-Skarbie?- otwieram delikatnie oczy, na głos Percy'ego, cały pokój się rozmazał, a ręce drżą mi nie wiarygodnie. Glon pomaga mi usiąść i karmi mnie kaszką manną, bo nic innego nie jestem w stanie przełknąć. Nagle ktoś puka.
-Dzieci?- słyszę głos Sally- Percy, ty również nie idziesz dzisiaj do szkoły. Paul was usprawiedliwi.
-Dobrze mamo. Kupisz po drodze jakieś leki?
-Oczywiście. Lecę do pracy, bo Apollo jest zabiegany. Papa, Ann zdrowiej.
-Pa mamo. Dobra, teraz leki. Powiedz co cię boli.
-Percy, ja nie widzę zbyt wyraźnie, a oczy rozsadza mi od środka, zimno mi i boli mnie głowa.
-OK, dostaniesz te leki co  wczoraj, a ja zadzwonię do Ateny i Apolla. Za chwilę wracam.
Powieki strasznie zaczynają mi ciążyć, ale nie chcę spać, chcę wstać, niestety nie mam siły i nogi natychmiast się pode mną uginają. Upadam na ziemię i moja głowa uderza o podłogę.
Mija wieczność zanim Percy wchodzi do pokoju i zanosi mnie do łazienki, nie wychodzi jednak, bo boi się, że ponownie upadnę.
Po umyciu zębów mój chłopak znowu przenosi mnie do pokoju. Włączamy "Dziadka do orzechów", lecz usypiam po chwili wtulona w Percy'ego i opatulona kołdrami.
***
Jestem w jakimś czerwonym pokoju. Są tu przyrządy, jakby urwane z średniowiecznych komnat tortur. Zostaję przykuta do jednej z takiej maszyn. Nagle, z pejczem w ręce, przede mną staję chłopak którego widziałam już w poprzednich snach. Gdy pejcz zbliża się do mojego ciała, sen urywa się.
***
-Nie ma opcji!... To ruszcie swoje szanowne cztery litery i tu przyjdźcie!... Droga Ateno Annabeth ma gorączkę i ledwo się rusza!... To przyjdzie , ugotuję coś i tu zjemy.... Jak mogliśmy przyjść do ciebie to ty i tata możecie przyjść tu.... Apollo wpadnie tu z nim akurat łatwiej się rozmawia.... Nie! Nie powiedziałem ona jest chora!!! Ruszysz swój tyłek i tu przyjdziesz, albo nie mnie to nie obchodzi.... Obudziła się. Kończę, bo muszę dać jej leki. Zapraszam na obiad do nas. Tak, do zobaczenia.- odłożył telefon na blacie wyspy kuchennej i wziął przygotowane wcześniej leki i wodę.- Jak się czujesz? Boli cię jeszcze głowa?
-Nie, czuję się już w miarę dobrze. Mama przyjdzie na obiad?- zaczęłam tak kasłać, tak iż myślałam, że się uduszę . Zastanawiam się czy mam powiedzieć mu moim dziwnym śnie.
-Już dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody- Apollo za chwilę przyjdzie Cię zbadać, a Atena i Posejdon wpadną na obiad. Co ty na to bym na obiad zrobił zupę krem i zapiekankę warzywną z szynką?
-Pychotka.- znów zaczęłam drżeć z zimna.
-Chodź zmarznięta księżniczko. Za minut kilka dostaniesz gorącą czekoladę, a ja wezmę się za obiad.
Zaniesiona przez mojego chłopaka na fotel przed kominkiem i opatulił mnie bardzo dokładnie kołdrą. Dorzucił do kominka kilka szczapek  drewna i wrócił do kuchni
Siedziałam w ciszy, zastanawiając się nad ostatnimi snami. Wynikało z nich, że w Good w czasie zebranie samorządu uczniowskiego będzie wybuch. W czasie całej akcji zostanę uprowadzona z jakimiś dziewczynami, i będą nas torturować.
To był jeden sen. Z drugiego wynikało, że tata, Ann (w ósmym miesiącu ciąży) i chłopcy będą mieli wypadek. Tata i Ann umrą, ale dzieciaki ocaleją. Będzie przy mnie rodzina i przyjaciele.
-Czekolada.- głos Percy'ego wyrwał mnie z zamyślenia. W czasie myślenia w oczach zgromadziły się łzy, które starałam się ukryć. Niestety moje wysiłki poszły na marne. Pojedyncza łza popłynęła mi po policzku, a w ślad za nią następne.- Maleńka nie płacz...- odstawił kubek na stolik i wziął mnie w ramiona. Posadził mnie sobie na kolanach i zaczął bujać w przód i tył, oraz uspokajająco gładził po plecach.
Po chwili się przerwał nam dzwonek do drzwi.
-To pewnie Apollo, pójdę otworzyć. Już wszystko dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody, i wzięłam kubek czekolady do ręki. Wypiłam go duszkiem do dna, co pomogło mi się trochę rozgrzać.
-Apollo- skinęłam głową w stronę boga.
-Annabeth. Powiedz co ci dolega.
-Zimno mi, boli mnie gardło i głowa, wymiotuje, nie mogę się ruszyć i rozmazują mi się kontury.
-Dobra, Atena mówiła mi też coś o twoich utratach świadomości, za chwilę mi o nich opowiedz, tylko powiedz: czy Percy dawał Ci jakieś leki?- pokiwałam głową na zgodę.- Ok.
- Z tymi "zawieszeniami" jest tak, że czasem nic nie widzę, a wszystko słyszę lub na odwrót, teraz doszło do tego drżenie rąk i brak kontaktu z otoczeniem, że nic nie widzę i nic nie słyszę.
-Dobra. Przyśle do ciebie mojego syna, on powinien Ci pomóc z zawieszeniami, uczy się na lekarza w szpitalu na Olimpie. Co do objawów to zapewne zwykła grypa,  weekend w łużku, a w poniedziałek przed szkołą do ciebie wejdę z wizytą i w tedy zdecyduję czy pójdziesz do szkoły. Percy Annabeth ma zakaz wychodzenia spod kołdry, co do leków to Sally je przyniesie.
-Zrozumiałem, zostaniesz na obiad?
- Niestety nie, muszę gnać na następne spotkanie. Pędzę, do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- powiedzieliśmy chórem. Nagle zadzwonił telefon Glona.- Słucham?... Nie!!!... Ma zakaz wychodzenia z domu.... Będziecie czy nie?... Dobrze czekamy.- rozłączył się, rzucił telefon, a gdy spojrzał na mnie wzrok natychmiast mu złagodniał.- Rodzice za chwilę będą.

Rozdział 6

Ogień i woda zgadzają się
Pierwszy odezwał się Posejdon:
-Moją zgodę macie. Dla mnie liczy się waszę szczęście.
-Córeczko- zaczeła Atena, jej ton i to, że powiedziała do mnie pieszczotliwie nie wrużyło nic dobrego.- macie moją zgodę. Perseuszu jeżeli choć raz ją skrzywdzisz to będziesz tego żałował.
-Ateno...
-Posejdonie jeszcze nie skończyłam.- Aha, wyczuwam haczyk- Całą waszą trójkę widzę jutro na Olimpie u mnie w domku.
-Ale...- chciałam przypomnieć mamie o wizycie u Apolla.
-Nie ma żadnych "ale" Annabeth, obiad zjecie u mnie, po wizycie u Apolla.
Mattef chciał zamaskować ziewnięcie. Spojrzałam na zegarek było po 22:00.
-Będziemy się zbierać- zaczął tata- Annie, Percy wpadnijcie do na sna urodziny chłopców. Chłopcy idźcie z mamą do auta, ja pójdę po rzeczy na górę.
-Tyson was odwiezie, a ja Panu pomogę.
Moi bracia przytulili się do mnie i dali całusa. Po pożegnaniu wszystkich udali się do auta z Tysonem. Anastasia wzieła mnie na stronę, była młodsza od taty kilka lat, ona nie przekroczyła nawet czterdziestki.
- Annabeth muszę Ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
-Oczywiście, masz moje słowo.
-Jestem w ciąży.- wow.
-Który tydzień?
-Ósmy, byłam już na badaniach. Nie wiem jak mam to powiedzić twojemu tacie. Boję się jego reakcji. Chciałabym się tu przeprowadzić. Nie wiem jak mam mu o tym powiedzieć.- z oczu popłyneły jej łzy.
-Coś wymyślimy, a ja wiem co zrobić żebyście znów tu mieszkali. Chodź jesteś zmęczona, a przed wami jeszcze długa droga.
-Dzięki Annie.
Odprowadziłam ją do samochodu. Chłopcy już siedzieli, a tata i Percy zamykali właśnie bagażnik.
-Trzymaj się tato!- przytuliłam się do niego i machałam im do póki nie znikneli mi z oczu.
Wróciliśmy do stołu. Po pięciu minutach również się zbieraliśmy, bo Tyson już wrócił.
-Percy, pamiętasz, że mamy na siódmą do szkoły.
-Tak, a co?
-Zmęczona jestem, za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Usnęłam w drodze do domu.
***
Obudziłam się jak mój chłopak wchodził do mieszkania.
-Wskocz do łazienki, a następnie do łóżka.- powiedział szeptem, ale tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Od kiedy to jesteś taki apodyktyczny?- spytałam szeptem. Chwiejąc się na nogach ruszyłam w stronę łazienki. Świat nagle zawirował, a mnie zemdliło.
W ostatniej chwili doczołgałam się do ubikacji, bo mój żołądek miał najwidoczniej ochotę pozbyć się całego pokarmu. Po opróżnieniu całego żołądka wciąż miałam mdłości i strasznie kręciło mi się w głowie.
Usiadłam na sedesie, żeby się nie przewrócić i szybko przebrałam się w piżamę, oraz umyłam się. Na równie chwiejnych nogach wróciłam do pokoju. Gdy przekroczyłam próg, przewróciłabym się gdyby mój chłopak nie złapał mnie w ostatniej chwili.
-O matko Aniołku nic ci nie jest? Jak się czujesz?
-Musiałam się czymś podtruć, zimno mi i świat wiruje.- odpowiedziałam cicho.
Mimo, że miałam ciepłą zimową piżamę, drżałam., było mi lodowato. Percy położył mnie na swoim łóżku i przykrył swoją kołdrą. Wyszedł, pewnie poszedł po termometr i jakieś leki. Po chwili wrócił z jakimś ciepłym napojem, tabletkami i termometrem.
Po zmierzeniu temperatury, okazało się, że mam 39.9 stopni gorączki. Plelsi podał mi leki i kazał wypić truskawkową herbatę, jak to zrobiłam poszedł do łazienki.
Po powrocie okrył mnie jeszcze moją kołdrą i położył się obok mnie. Po chwili usnęłam.

Rozdział 5

"On pamięta"
W Good było obowiązkowe spotkanie samorządu uczniowskiego, któremu wciąż przewodniczyła Nancy. Nagle był wybuch. Biegłam wśród przerażonych śmiertelników szukając Percy'ego. Ciemność.
Stary magazyn. Dziewczyny. Lajstrynogowie. Faceci w czerni.
Nagle pokój w czerwieni. Była tam jakaś dziewczyna, nie widziałam dokładnie. Krzyczała żeby ktoś przestał. Potem ktoś ją chyba uderzył. Ciemność.
***
Obudziłam się jak "Plelsi" przenosił mnie do naszego pokoju. Pojedyncza łza poleciała mi po policzku, a ja wtuliłam się mocniej w Glona.
-Maleńka to był tylko koszmar.
Nagle drzwi do mieszkania otwierają się.
-W CALE NIE!!! PAUL ARTEMIDA GO POTRZEBOWAŁA A OSTATNIO SIĘ POKŁÓCIŁYŚMY WIĘC WYSŁAŁ MNIE NA UMÓWIONY OBIAD Z POSEJDONEM! NIC O TYM NIE WIEDZIAŁAM!- krzyczy Sally.
-TO CZEMU NIE ODBIERAŁAŚ TELEFONU!!- wykrzyknął Paul.
-BO ZOSTAŁ W PRACY NA BIURKU!!!- Oh, Percy wymknął się nie zauważony do naszego pokoju.
Krzyczeli coś jeszcze, ale ich nie słyszałam.
-Plelsi- Ups. Miałam mu nie mówić. Ann głupolu. Jego oczy zrobiły się wielkie. Jak byłam w pierwszej klasie podstawówki chodziliśmy razem do pierwszej klasy (mieliśmy wtedy po sześć lat), nie umiałam poprawnie wymówić jego imienia i tak na niego mówiłam, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi dopóki tata mnie nie zabrał i nie uciekłam.- Przepraszam.
-Nie ma za co. Myślałem, że nie pamiętasz. Mój słodki Aniołku.- spąsowiałam po uszy.
Percy spojrzał na zegarek, który miał nastawiony.
-Na gacie Posejdona!!! Annabeth ubierz tę sukienkę, którą kupiliśmy, za pół godziny wychodzimy.
Pocałował mnie szybko i wybiegł poinformować swoich opiekunów.
Paul stwierdził, że łazienki nie potrzebuje więc miałyśmy z Sally po piętnaście minut.
Szybki prysznic, odzianie się i fryzura zajęły mi dziesięć minut, a pozostałe pięć makijaż.


Równo o siedemnastej trzydzieści wchodzi Percy,Tyson i Sara zapukali do naszych drzwi, by zaprowadzić nas wszystkich do auta.
Percy w szytym na miarę granatowym garniturze prezentował się perfekcyjnie.
-Będę zazdrosna.- szepnęłam mu na ucho. Uśmiechnął się do mnie w ten swój łobuzerski sposób, a ja zaczęłam chichotać z własnej głupoty.
Po drodze zajechaliśmy po naszych boskich rodziców. Spojrzałam zdziwiona na mojego chłopaka, ale ten nic nie powiedział.
Zatrzymaliśmy się przy hotelu Plaza. Ostatni raz jak tu byłam, jak chroniliśmy Olimp i wielu z nas zginęło.
Gdy weszliśmy zaparło mi dech w piersiach. Piękne diamentowe żyrandole idealnie pasowały do staroświeckiego wystroju. Percy powiedział coś do recepcjonistki.
Nagle drzwi windy rozsunęły się i jak proca w moje ramiona wystrzelili moi dwaj bracia. Za nimi szła Anastazja i mój tato.
-ANNABETH!!!
-Matthew, Boby, Ana, tata.- przywitałam wszystkich. Recepcjonistka zaprowadziła nas do restauracji.
Zarezerwowano dla nas dwunastoosobowy stół. Musiało go to kosztować majątek.
Po prawej stronie usiadła moja rodzina i Atena, a po lewej Posejdon i rodzina Pery'ego. My usiedliśmy na szczytach stołu, na przeciwko siebie.
-Chłopcy opowiadajcie jak wam się podoba w szkole?- zagadałam
-Siostra czemu ty pytasz zawsze tylko o szkołę?- zapytał Bob.
-Boby, nauka jest ważna, a ja nie wiem czy wam dobrze idzie, czy mogę wam jakoś pomóc. Poza tym pytałam jak wam się podoba.
-Jest fajnie, mam fajnych nauczycieli od matematyki, chemii, biologii i fizyki.- ooo. umysł scisły.
-Osobiście wolę nauczycieli od angielskiego, historii, WOS-u i geografii.- czysty archeolog. Moja mama włączyła się do rozmowy.
-Chłopcy a co robicie jak szkoły nie ma?- zaczęła Atena.
-Mamo...
-Ja zagłębiam dzieje historii Świata i tajemnice geografii.- powiedział Bob
-Ja robię różnego typu eksperymenty i doświadczenia- pochwalił się Matt.
-Czy wasi rodzice pogniewają się jak dam wam prezenty?
-Nie- odpowiedzieli zgodnie.
Atena wyjęła dwa duże pudła. Moi bracia z radością je rozpakowali, a następnie rzucili się na szyję bogini mądrości i pocałowali ją w policzki.
-A teraz Perseuszu Jakson'ie uchyl rąbka tajemnicy i powiedz nam co to za tajemnica.
-Dobrze.- Wstał, obszedł stół i podał mi rękę, zachęcając bym wstała. Zabiję go za to.- Chcemy wam ogłosić radosną nowinę, Annabeth i ja jesteśmy parą.
-Wygrałem- krzyknął Matthew
Nasi boscy rodzice zachłysnęli się winem.
-Co!!?? Jak to!?- chór, oni to ćwiczyli czy co?
-Mamo- zaczęłam łagodnie
-Tato- poszedł w moje ślady Percy, teraz moja kolej.
-My się kochamy.- ja
-Mamy nadzieję, że to zrozumiecie i dacie nam zgodę na nasz związek.- dokończył Glon

Rozdział 4

"Pierwszy dzień w Good, czyli witamy w piekle"
Wstałam chwile przed piątą. Percy spał więc nie zamierzałam go budzić. Poszłam po cichu się umyć, ubrać i pobiegać na bieżni, bo padał deszcz, poza tym nie chciałam wychodzić bez Percy'ego.
Paul zakupił nam wszystkie podręczniki potrzebne do szkoły. Załatwił też potrzebne formalności. Byłam mu za to wdzięczna.
Wzięłam MP 4 od Apolla, włączyłam FOB i zaczęłam biec. Nowoczesna bieżnia od Posejdona działała tak cicho, że nikt tego nie słyszał. Nie włączyłam oświetlenia, by nie zbudzić Glonomóżdzka.
Przebiegłam właśnie półmaraton (20 km.) gdy zapaliło się światło. Percy wstał.
-Wcześnie wstałaś.- zauważył. Było jakieś pięć minut po szóstej.- Dzień dobry kotku.
-Cześć kochanie.
-Powtórz to.
-Ale co?- nie zajarzyłam. znowu chciałam spać.
-Powiedziałaś do mnie kochanie.- o kurde. Do nikogo jeszcze nigdy nie powiedziałam pieszczotliwie.
-Przepraszam. Nie jestem pewna czy wiem jak głupio to zabrzmiało.- pąsowieje.
-Mi się to podobało nawet bardzo.- stwierdza rzeczowo Percy.
-Na prawdę?- pytam zdziwiona, unosząc głowę i patrząc mu w oczy, sprawdzając czy nie żartuje.
-Na prawdę maleńka.- podoba mi się to.
-Kochanie mi też się podoba jak mówisz do mnie maleńka.- po chwili zastanowienia stwierdziłam- Idź się umyj, a ja zrobię śniadanie. Niebieskie naleśniki mogą być?
-Oczywiście, uwielbiam Cię.
Szybko zrobiłam ciasto na naleśniki i dodałam do niego niebieskiego barwnika spożywczego i zaczęłam smażyć na czterech patelniach.
Uwielbiam gotować, choć prawie całe życie spędziłam w obozie gdzie gotowały nimfy.
Percy pojawił się po piętnastu minutach. Miał zaczerwienione oczy.
-Zgaduję- odezwałam się cicho- mydło wleciało Ci to oczu.- skrzywił się i pokiwał głową- Siadaj- wyciągnęłam z plecaka, który już był w kuchni krople do oczu. Percy pociągnął mnie za ręke, tak że wylądowałam okrakiem na jego kolanach. Glonomóżdzek przechylił głowę, a ja wkropiłam mu pięć kropel do każdego oka.
-PERSEUSZU JAKSONIE W TEJ CHWILI WYTŁUMACZ MI CO TO OZNACZA!!!!- Ups.
-Mamo przecież Ci mówiłem, że mam wam coś ważnego do ogłoszenia.
-Mówiłeś, ale masz mi powiedzieć w tej sekundzie o co chodzi, bo za telefonuje do Posejdona i Ateny.
-Nie, nie, nie. Już mówię. Annabeth jest moją dziewczyną.
-To świetnie. Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
-To miała być niespodzianka.- stwierdził zaczerwieniony Percy.
-Pani Jakson naleśnika?
-Sally, Ann mów mi Sally dobrze?- pokiwałam głową na znak zgody- Tak poproszę. Paul już idzie nałożyłabyś mu również.
-Jasne.
Nałożyłam na cztery talerze naleśniki, podałam do stołu, nalałam sobie porządną porcje kawy i zaczęłam jeść.
-Mamo tylko proszę nie mów tego nikomu.
-Co ty znowu kombinujesz synku?- zapytała podejrzliwie Sally.
-Niespodzianka.- stwierdził, a jego oczy rozbłysły łobuzersko.
-Nic z niego nie wyciągniemy, Sally już próbowałam.- stwierdziłam biorąc potrzebny łyk kofeiny.
-Wierzę Ci. Paul odwiezie was do szkoły. Muszę stawić się wcześniej w pracy, bo mamy zabranie całej firmy.
Mama Percy'ego pracuje w Olimpie, wielo-działowej firmie wszystkich bogów. Jest asystentką Apolla, który promuje jej książki.
Po śniadaniu wzięłam prysznic i ubrałam się w szare rurki, czarne botki, białą bluzkę z nadrukiem i morską marynarkę.
-PERCY!!! ANNABETH!!!- rozpromienił się na nasz widok Tyson
-Tyson?! A co ty tu robisz?- zapytaliśmy chórem
-Co wy chór? Uczę się tu. Gromowładny, Sowiooka i tata mnie tu wysłali bym was chronił.
-Nic dziwnego. Co chwila wpadamy w jakieś kłopoty. Prawda?- spytałam sarkastycznie.
-Nie ważne, jutro musimy wstawić się na Olimpie a dzisiaj idziemy na zakupy.- stwierdził Percy.
-Kochanie jakie zakupy?- wiedziałam, że mi odpowie, w końcu sam powiedział że to lubi.
-Idziemy kupić Ci sukienkę na dzisiejszy wieczór.
-Ale nie mam miejsca w szafie, ubrania się z niej wylewają.
-Jedna sukienka w tę czy wew tę nie zaszkodzi w szafie.- stwierdził Percy- Powiesisz ją w takim razie w mojej.
-Nie lubię niespodzianek, proszę powiedz mi gdzie idziemy i na co mi ta sukienka.
-Mowy nie ma.- Kurde, jak się uparł to choćby strzały z nieba grały mi nie powie.- Poza tym ja płacę.- już miałam zaprotestować gdy usłyszałam- Tylko nie protestuj to prezent ode mnie dla ciebie.
-Dobra.- uległam.
Jak każda dziewczyna jestem niezdecydowana.  Po godzinie wybrałam sobie ciemno granatową sukienkę, z obcisłą górą i tiulem od pasa w dół a do tego perłowe bolerko.
Jak wracaliśmy do domu na skróty, w ciemnej uliczce spotkaliśmy starą znajomą Percy'ego. Nancy Bobofit, która zmieniła się w empuze.
Miałam już sztylet w dłoni, ale ta tak mi się zaczęłam się  trząść, że mi wypadł. Na szczęście Percy pokonał ją zanim dobrze zaatakowała. Moje ciało opanowały dreszcze. Nie umiałam nad tym zapanować.
Glonomórzdzek sukienkę włożył ostrożnie do placaka, a mnie wziął na ręce.
Po jakiś dziesięciu minutach leżałam już w ramionach Percy'ego w naszym pokoju.  Moje ciało opanował jeszcze większy dygot niż na dworze.
Jako, że zdążyłam się już zorientować kto, był w samorządzie uczniowskim stwierdziłam:
-Percy właśnie zabiłeś przewodniczącą samorządu uczniowskiego.- nagle do pokoju wpadł Paul.
-Percy! Ann! Musicie to zobaczyć!!!- powiedział przerażony i natychmiast wybiegł do sali telewizyjnej. Nie upewniając się czy idziemy za nim zaczął nawijać- Sally nie odbiera telefonu, a jeśli ona... Jej na pewno nic nie jest Oni, by na to nie pozwolili... A może jednak.- krążył po pokoju wciąż próbując się dodzwonić do Sally.
-Na budynek wielo-funkcyjnej firmy Olimp był napad. Są trzy osoby śmiertelne i dziesięć osób rannych.- mówiła reporterka w telewizji- Rodziny osób pracujących tam i nie mogących się do dzwonić do swoich bliskich prosimy o przyjazd do szpitala...
-Na pewno nic jej nie jest!- Percy wydarł się na Paula- Uspokój się!!! Panika zabija!!!- Po dwóch spokojnych oddechach- Chodź Tyson Cię zawiezie.
Usiadłam na kanapie w kształcie litery L, podciągnęłam kolana do brzucha i wciąż drżąc kołysałam się w przód i tył. Nie wiem kiedy usnełam.

piątek, 10 kwietnia 2015

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 3

Ach, a tak chciałam odpocząć od potworów.
Wparowanie Percy'ego odrobinę mnie przestraszyło. Trochę bardzo się wkurzyłam, bo syn Posejdona zniknął na dwie godziny, a w parował tak, że o mały włos nie odkrył mojego pamiętnika.
Dlatego, że siedziałam na górze, zeskoczyłam na podłogę.
-Jestem na ciebie zła.- powiedziałam bez ogródek.
-Zdaje sobie z tego sprawę. Uwierz mi jednak, że to co przygotowałem spodoba Ci się bardzo.
Na początku Glonomórzdzek zabrał mnie do czekoladziarni. Bardzo dobrze wie, że jak dostane czekoladę to wszystkie moje fochy znikają w mgnieniu oka. Niestety ten romantyczny nastrój zepsuły.... potwory!!!
Zaatakowało nas trzech lajtrynogów i dwie drakainy. Jak ja czasem nienawidzę być herosem. No cóż, mówi się trudno. Zanim rozpoczęła się walka gwizdaliśmy po nasze pegazy, a Percy dodatkowo po Panią o'Leary. Po chwili nasze wierzchówce zmiażdżyły drakainy, a nasz pupilek dostał gryzak w postaci stwora. W tej chwili rzucił się na mnie największy z lajstrynogów. Zranił mnie w prawą rękę. Pojawiły mi się mroczki przed oczami, ale i tak zamieniłam potwora w złoty pył. Syn Posejdona poradził sobie z walką o wiele lepiej. Może dlatego, że pływał w rzece Styks. Z resztą to inna historia.
-Nic Ci nie jest?- standardowe pytanie mojego chłopaka.
-Wszystko dobrze. To tylko małe draśnięcie. Pomógłbyś mi, proszę.
-No pewnie. Co mam robić.
-Pamiętasz jak na obozie mieliśmy pierwszą pomoc?
-Tak.
-To super, bo musisz mi zrobić opatrunek uciskowy.
Percy natychmiast wziął się do roboty. Po kilku minutach Glonomórzdzek skończył opatrywać mi ranę.
Niestety potwór podarł mi kurtkę i bluzkę. Na szczęście w torebce miałam sweter.
-Co ty znowu kombinujesz?!- krzyknęłam, bo Jakson zasłonił mi oczy jakąś chustą i posadził na moim pegazie.
-Niespodzianka. Przekonasz się na miejscu.
Lecieliśmy jakiś kwadrans, mój chłopak zdjął mnie z pegaza i wziął na ręce.
Gdy w końcowym efekcie odzyskałam wzrok siedziałam w namiocie przy piękne nakrytym stole z moimi ukochanymi potrawami.
Natychmiast rzuciłam Glonomórzdzka na ziemie.
-To za zostawienie mnie samej w domu i twoje zniknięcie- uderzyłam go w żebra- a to za taką wspaniałą niespodziankę.- pocałowałam go.
-Dziękuję.- ni z stąd ni z owąd znalazłam się pod Percy'm.- a teraz chodź, bo nam panini ostygnie.
Jak skończyliśmy jeść syn Posejdona uklęknął przede mną.
-Annabeth Chase, córko Ateny czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?- musiałam mieć mega zdziwioną minę, bo Percy od razu dodał- No wiesz tak oficjalnie, chce żebyśmy mieli jakiś wspólny symbol, np. jak małżonkowie mają obrączki, coś w tym stylu. To natomiast jest wynik mojej pracy.
-Och... Perseuszu Jakson'ie,oczywiście, że tak. Chcę oficjalnie zostać twoją dziewczyną.
W tej chwili otworzyło się małe srebrne pudełko z niebieską wstążką. Na granatowym jedwabiu leżały dwa srebrne naszyjniki serca na jednej stronie widniała sowa z moimi inicjałami, z drugiej trójząb z inicjałami mojego ukochanego. Założyliśmy je sobie na wzajem. Z przyzwyczajenia przejechałam obuszkiem palce po krawędzi zawieszki, ta nagle się otworzyła. W środku było nasze zdjęcie przedstawiające nasz podwodny pocałunek, na przeciwko ilustracji był napis:
 "Na zawsze razem, bo kochać to znaczy czynić dobro"¹
Rzuciłam się Percy'emu na szyje, ze łzami szczęści oczach. Szukał moich ust, a gdy je znalazł to obsypał je tysiącem pocałunków. Wróciliśmy na Mrocznym do domu.
Tym razem ja wygrałam zakład, dlatego pierwsza poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu, ogarnięciu się i zrobieniu warkocza wróciłam do naszego pokoju.
-Jesteś piękniejsza od Afrodyty i mądrzejsza od Ateny.- zamurowało mnie. Nigdy nie słyszałam takich komplemętów. Poza tym byłam w za dużej niebieskiej bluzce i shortach.
-Co się dzieje?- zapytałam. Glonomórzdzek siedział na swoim łużku, i patrzył na mnie bardzo czule. Podeszłam do niego i usiadłam jemu na kolanach.- Ej, no powiedz. Przecież widzę, że coś cię gryzie.
-Mamy misje ja i ty. Musimy zprowadzić do obozu po kolei dziesięciu herosów. Chejron i Grover nam to zlecili, bo wszyscy satyrowie są rozsypani po całej Ameryce, a na manchattanie nie ma nikogo, bo Kozłonogowi zabrakło opiekónów.
-To chyba cię nie dręczy. Jest jeszcze jakiś fakt. Prawda?
-Skąd wiesz?
-Za dobrze Cię znam.
-Okej. Wygrałaś. Nie które dzieci są silne, to mogą być dzieci Wielkiej Trójki. Znaczy to tyle, że może to być moje rodzeństwo.
-I to cię gryzie, bo będziesz miał rodzeństwo?
-Tak. W końcu tata mnie ostrzegał, ale myślałem, że to był żart.- bał się, w końcu zawsze był sam, a Tyson rzadko bywa w obozie.
-Nie martw się, jakby coś się działo, to masz mnie.
-Wiem. A ty nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham.
-Mam, może małe ale mam.- uwielbiam się z nim droczyć. Percy mnie pocałował.
-A teraz? Masz choś trochę większe?- spytał podejrzliwie.
-Może. Ale teraz idź się umyj bo jutro nie wstaniesz do szkoły.- Glonomórzdzek wystawił mi język.
-Zobaczysz, zanim ty wstaniesz to ja już będe po treningu, umyty, spakowany i najedzony.- znowu mnie wyzwał na pojedynek, ciekawe kto to wygra.
-No dobra, a teraz serio mówie glonku do łazienki, bo cię pobije.- po mojej groźbie w końcu poszedł, a ja wspiełam się na moje łużko i poszłam spać
                                             * * *
Ogniści mężczyźni. Wybuch. Ciemność. Biegłam szukając Percego. Ponownie nic nie widziałam. Stary magazyn. Ja i jakieś dziewczyny przywiązane do słupa. Lajtrynogowie. Faceci ubrani na czarno znowu do nas podchodzili. Wtedy zobaczyłam nicość.
                                            * * *
-Annabeth. Już wszystko dobrze. To tylko sen. Kochanie no już obudź się.- w tej chwili otworzyłam oczy. Natychmiast łzy poleciały mi po policzkach.- Cicho, no już, jestem z tobą, nic ci nie grozi.- uspokoiłam się trochę.- Krzyczałaś, dlatego Cię obudziłem. Jest chwila po północy.- On mnie na serio zna, bo odpowiedział na moje nieme pytanie.
-Ja już nie zasne.- stwierdzam, pociągając nosem.
-Chodź.- zniósł mnie na dół i położył na swoim łużku.
Znowu się rozkleiłam, a Percy gładził moją ręke i mówił coś uspokajającego.
Po kwadransie dotarło do mnie, że jutro jest szkoła i mój chłopak musi się wyspać. Przesunełam się i pokazałam, żeby się obok mnie.
- Kocham Cię, i nie wyobrażam sobie życiam bez ciebie, ani teraz, ani nigdy. Dzięki tobie czuje się potrzebna i bezpieczna.- wyżuciłam to z siebie. Te słowa kwiły we mnie od czasu misij po Złote Runo.
-Annabeth ja ciebie kocham jeszcze bardziej. Prosze obiecaj mi, że nigdy się nie rozdzielimy.- miał roztrzęsiony głos, może też miał jakiś straszny koszmar? A ja jak skończona egoistka zajmuje się sobą.
-Dobrze. Zawsze razem, niegdy osobno.- przytuliłam się do niego
Po chwili oboje zasneliśmy. Czułam się wreszcie bezpieczna i szczęśliwa.


1. Henryk Sienkiewicz

Rozdział 2

 Przeprowadzka.
Najpierw był wybuch następne co zobaczyłam to byłam ja.Biegłam. Szukałam wzrokiem wśród tłumu przerażonych śmiertelników mojego ukochanego.
Później sceneria się zmieniła.
Był to jakiś stary magazyn. Byłam przywiązana do kolumny razem z jakimiś dziewczynami. Podszedł do mnie lajstrygor. W tym momencie pojawiła się ciemność.
                      ******
Obudziłam się zalana potem. Było po piątej rano. Wszyscy jeszcze spali.
Po cichu wstałam i poszłam do łazienki. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam pobiegać. Moim pierwszym punktem na trasie był domek numer trzy. Percy bardzo spoważniał po wojnie, posmutniał i ciągle obwiniał się za śmierć wszystkich naszych obozowiczów i ofiar wojny z Kronosem, dlatego zaczął jeszcze bardziej ćwiczyć i katować się treningami. Gdy dobiegłam do domu Posejdona Percy już na mnie czekał. Chyba moja mina wszystko mu wydała, bo pierwsze co zrobił to zadał swoje podstawowe pytanie.
- Annabeth coś się stało? Znowu jakiś koszmar? Coś związanego ze szkołą?- pytał z troską w głosie. Jak on mnie dobrze zna. Nie powstrzymałam łez, bez słowa wtuliłam się w jego umięśnione ramię i rozpłakałam się jak małe dziecko.- Mądralińska w obozie są bogowie a wiesz, że jak Atena nas zobaczy to ja nie przeżyje do jutra. Znalazłem taką małą polankę na skraju obozu, nikt o niej nie wie. Pobiegniemy na nią i tam się wypłaczesz ok?- pokiwałam głową na znak zgody, może Percy naprawdę jest inteligentny, tylko okazuje to w chwilach gdzie ja przestaje myśleć. Ale dziwne i mówi to córka Ateny.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. I znowu miałam zawieszkę. Pewnie jakby nie Glonomóżdzek straciłabym zęby.
-Kochanie co się dzieje?- Percy usiadł na trawie i pociągnął mnie tak, że wylądowałam na jego kolanach. Objął mnie swoimi ramionami, a ja znowu się rozkleiłam. Syn Posejdona nie naciskał. Poczekał aż się wypłakałam się, i nie pytał o sen.
-Percy?- zapytałam jeszcze trochę roztrzęsiona
-Tak?- spojrzał mi w oczy i od razu zapytał- Coś się stało?
-Miałam dzisiaj sen, w Good był wybuch. Szukałam Ciebie. Później byłam w jakimś magazynie, uwięziona z kilkoma dziewczynami, herosami, czułam od nich moc. Podszedł do mnie lajstrynóg, wtedy zobaczyłam ciemność. Skarbie ja się na prawdę boje, a co jeśli ci się coś stanie?
-Obiecuje, że nigdy w Good nie odejdę od ciebie na krok. Jak będziemy razem to nic nam się nie stanie.- on naprawdę wie jak człowieka podnieś na duchu. Przy nim zawsze czuje się bezpieczna.
-Jest jeszcze coś. Pojutrze musimy stawić się na Olimpie.
-Coś się dzieje? Chodzi o te twoje zawieszenie?- Czy on czyta mi w myślach?- To już po mnie- wymamrotał cicho. Ciekawe co on znowu planuje.
Popatrzyłam na zegarek, było tuż po siódmej.
-Glonomórzdzku musimy się zbierać. Za nie całą godzinę jest śniadanie, na które nie zamierzam iść w stroju do ćwiczeń. Pamiętaj, że to oficjalne pożegnalne śniadanie więc trzeba być elegancko ubranym.- przypomniałam. Chumor mi się już poprawił.- ŚCIGAMY SIĘ! Kto ostatni na śniadaniu ten sprząta jutro pokój :-D.- nie wiem co mnie napadło, szybko wstałam i ruszyłam biegiem do domku.
-Mądralińska i tak przegrasz!- krzyknął za mną mój chłopak. Jest to całkiem możliwe, bo Percy jest dużo szybszy niż ja.
Po chwili wparowałam do swojego domku.
-Annabeth, gdzieś ty się tak wcześnie podziewałaś?!- Moja mama wręcz krzyknęła.
-Byłam na porannym treningu.- odparłam spokojnie. Szukałam w plecaku mojego eleganckiego stroju.
Moje rodzeństwo było już gotowe. Było to dziwne bo jest jeszcze pół godziny do śniadania.
Wparowałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, musnęłam usta błyszczykiem, rozczesałam włosy i wybiegłam szybko z łazienki.
-Gotowi?- spytałam wszystkich.
-Tak- odpowiedzieli chórkiem. Ateny nie było. Z tego co się orientowałam to bogowie przybędą zaraz po powitalnej mowie Chejrona.
-To idziemy, bo przegram wyścig.
-Annabeth, o co znowu założyłaś się z Percym?- zapytał Matthew
-O sprzątanie pokoju.- odparłam. Cała moja rodzinka szybko wyszła z domku i razem pognaliśmy do pawilonu jadalnego.
Jak doszliśmy ktoś zasłonił mi oczy.
- Sprzątasz!- krzyknął za mną syn Posejdona.
-Jak ty to robisz?! Znowu oszukiwałeś i robiłeś sztuczki z wodą?- spytałam podejrzliwie.
-Nawet, bym nie śmiał.- Glonomórzdzek zaczął tańczyć swój taniec zwycięstwa.
Nagle zabrzmiała koncha. Wszyscy krążący półbogowie szybko usiedli przy swoich stolikach. Do pawilonu wkłusował Chejron.
-Drodzy pół bogowie to ostatni dzień tego rocznego obozu. Pamiętajcie o zasadach o których wam przypominam od końca kolejnej wojny. Przypominam, że grupowi domków mają być zawsze pod telefonem, bo w każdej chwili mogą zostać wezwani. Mam nadzieje, że partnerzy roku szkolnego wam odpowiadają. A TERAZ PRZYWITAJCIE GOŚCI SPECJALNYCH DZISIEJSZEGO ŚNIADANIA. Bogów olimpijskich.- zaczął ich wszystkich wymieniać. Dziś nawet łowczynie były w obozie i o dziwo nie warczały na żadnego chłopaka. Łowczynie, jeżeli były herosami siadały przy stoliku swojego boskiego rodzica, jeżeli nie to zajmowały miejsce przy stoliku numer 8. Każdy stół miał dzisiaj przynajmniej jednego biesiadnika.- Herosi smacznego śniadania!- zakończył Chejron.
Teraz, każdy mówił co chce zjeść na śniadanie, a jego talerz sam pokrywał się daną potrawą. Ja zjadłam tosta pełno ziarnistego i owoce. Dzisiaj nie składaliśmy ofiar, bo bogowie byli z nami.
Po śniadaniu wszyscy powoli zajmowaliśmy wyznaczone miejsca w autobusie. Wchodziliśmy domkami po kolei. Oznaczało to, że Percy był pierwszy, bo domek 1 i 2 nie mają mieszkańców. Trwało to niemiłosiernie długo, ponieważ zanim usiadłam musiałam usadowić całe rodzeństwo i sprawdzić, czy są na właściwym miejscu.
-Chodź tu.- Percy złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że wylądowałam u niego na kolanach.- Już tak długo na ciebie czekam, a ty ciągle krążysz po autobusie.
-Już siedzę i nigdzie się nie ruszam. Ale Glonomórzdzku przypominam Ci, że są tu jeszcze bogowie.- ziewnęłam. Od kilku dni nie śpię za dobrze. Tak właściwie to zawsze dręczyły mnie koszmary, ale teraz przez nie praktycznie nie mrużę oka.
-Zdrzemnij się.- zaproponował Percy. Z plecaka wyciągnął jaśka i koc. On też, był zmęczony. Dlatego zakomendowałam.
-Ty też się zdrzemnij. Trzymaj jaśka mi wystarczy twoje ramie. A koc okryje nas oboje.- Pomimo, że mój domek jest w połowie, to wiedziałam,
że jeszcze dwie godzinki zejdą. Dlatego zamknełam oczy, oparłam się o ramię mojego chłopaka i oddałam się w objęcia Morfeusza.
                                                        ***      
Znowu byłam w starym magazynie, tym samym co ostatnio. Teraz jednak byłam niewidzialnym obserwatorem, a nie ofiarą. Gdy lajstrynóg odszedł pojawiło się czternastu herosów. Jak byli już przy słupie, gdzie byłam uwięziona z innymi dziewczynami sen zamienił się w ciemność.
                                                        ***
-Ann obudź się. Jesteśmy już na Manchattanie. Za chwile wysiadamy.- szepcze mi do ucha syn Posejdona. Jak tylko otworzyłam oczy, zaszły mi one łzami.- Już cicho. Jestem z tobą. To był tylko koszmar.- Otarł mi palcem policzki mokre od łez i przytulił.
-ANNABETH CHESE I PERSEUSZ JAKSON WYSIADKA!- zakomendował Chejron przez głośniki. Szybko wstaliśmy, wzięliśmy nasze rzeczy i wysiadliśmy.
Byliśmy przed wierzowcem w którym mieszkał Percy.
-Chodź. Mama na nas czeka z obiadem.- tylko to powiedział, a odezwał się mój brzuch.- Mam dla ciebie niespodzianke.- szepnął. Wziął mnie za ręke i poszliśmy do jego mieszkania.
Jedyną rzeczą jaka mnie zdziwiła, był fakt, że mój chłopak nie powiedział swojej mamie o nas. Ciekawa jestem co on znowu kombinuje.
-Witajcie dzieci. Wreszcie jesteście. Bałam się, że coś się stało.- Powitała nas miło Pani Jakson.- Percy wrzuć wasze rzeczy do pokoju, i do stołu.
Na obiad była zupa serowo-ziołowa, spagetti carpanore i lody miętowe z czekoladą. Moje ukochane potrawy. Po obiedzie Glonomórzdzek zniknął, ja natomiast nas ropakowałam. Na szczęście mebel który zaprojektowałam był już na miejscu. Co oznaczało, że mogę zacząć nowy rozdział.
Gdy skończyłam nas rozpakowywać, i ogarnełam troche pokój, wyjełam gruby szaro niebieski zeszyt- mój pamiętnik, który prowadzę odkąd przybyłam do obozu. Nikt nie wie, że go prowadze. Mam to szczęście. Napisałam w nim co się wydarzyło w ciągu ostatnich dni, gdy nagle wparował syn Posejdona.
-Chodź mam dla ciebie niespodziankę.

Rozdział 1

Mamusiu zostań z nami na noc
Właśnie skończyło się ognisko z rozdaniem paciorków, które każdy heros dostaje pod koniec wakacji. W tym roku odbywało się godzinę szybciej gdyż każdy musiał jeszcze zanieść swoje rzeczy do autokaru. To jest mój dziewiąty rok w obozie, jestem herosem który ma najwięcej paciorków.
- Annabeth czyżbyś coś przeskrobała?- pyta Percy, sądząc po tonie to znowu się martwi. Chyba ponownie nie kontaktowałam.
- Nie, ale dzisiaj zamierzam.- odpowiedziałam
- To się nie liczy. Zawsze możesz powiedzieć, że to był mój pomysł.- zaczełam się śmiac- Co Cię tak śmieszy?
- Ty mój Glonomóżdżku, bo ja już mam plan taki doskonały, że nie wpadniemy.
- Ann, a można wiedzieć co to za plan?- pyta podejrzliwie.
- Plan najpierw poczekamy jak moje rodzeństwo zaśnie. Dzisiaj szybko pójdą spać, bo jutro muszą być wyspani. Później będzie łatwo, ponieważ ubiore swoją czapkę i wymkne się do twojego domku, a ty z tamtąt przedransportujesz nas do morza, bo z tego co pamietam masz jeszcze dwie perły, które przeniosą nas do morza. Teraz ty wkroczysz do akcij.
- No dobrze a co z powrotem Annabeth?
- To dość proste, bo będziemy wyglądali tak jakbyśmy biegali,a teraz musze iść do swojego domku.- całuje go i ide do mojego domku.
Od czasu wojny sporo się u nas zmieniło. Bogowie co weekend nas odwiedzają, uznają wszystkich półbogów, i dają swoje patenty. Na przykład Hermes zapewnia każdemu herosowi torbe sportową która zmieści wszystko i zawsze waży tyle że pomyśleć można, że jest pusta, mamy również takie plecaki do szkoły, bo nigdy nie wiadomo na jaką misje ruszymy. Atena zapewnia wszystkim laptopy z dotykowymi ekranami i komórki nie wykrywalne przez potwory. Afrodyta kosmetyczki z pełnym nigdy nie kończącym się zapasami wszystkich kosmetyków o jakich tylko pomyślimy. Ares i Hefajstos bronie zmienione w zegarki, bransoletki i tym podobne. Apollo daje nam najnowsze mp4 które zawsze będą najnowsze z piosenkami takimi jakie uwielbiamy. Wielka trójka zapewnia nam transport. I tak dalej:-)
Właśnie weszłam do domku. Zwołałam narade rodzinną, bo po raz pierwszy od kilku lat wszyscy rozjeżdzamy się po całej Ameryce. Mama załatwiła wszystkim szkoły z takim profilem, byśmy mogli uczyć się tego co najbardziej kochamy.
- Wszyscy są?- po cichu policzyłam. Całość.- Ciesze się, że będziemy spełniali swoje marzenia. Mam nadzieje, że wszystkim się ułoży. Oczywiście jakby się coś działo możecie do mnie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Prosze uważajcie na siebie i próbujcie się dogadać ze swoimi partnerami....- zanudziłabym was jakbym opisała przebieg całej narady. Jeżeli chodzi o partnerów, po wojnie bogowie ustalili, że herosi na rok szkolny opuszczają obuz w parach chłopak i dziewczyna w tym samym wieku z różnymi rodzicami. Zamieszkują w internacie albo mieszkaniu swoich rodziców (zależy czy szkoła i rodzina są w tym samym mieście) i razem wyjeżdzają. Narada skończyła się po ponad godzinie. Po spotkaniu każdy zaniósł swoje rzeczy do autokaru który jutro nas rozwozi na lotniska i do pobliskich szkół. Od trzech dni wiadomo kto z kim i gdzie jedzie. Na szczęście bogowie nie rozdzielają par takich jak Clariss i Chris czy przyjaciół takich jak ja i Percy, wiec praktycznie każdy jedzie ze swoim chłopakiem|dziewczyną lub najlepszym przyjacielem| przyjaciółką.
  ***
Aktualnie szłam z rzeczami do Percego, by razem z nim zanieść bagarze do autokaru. Gdy nagle film mi się urywa. Nie wiem co się ze mną dzieje, wiem gdzie ide i wsztstko praktycznie widze, ale nic nie słysze lub na odwrut wszystko słysze, a nic nie widze. Dziś gdyby nie Percy to upadłabym na tarasie jego domku.
- Annabeth odkiedy ty tak bujasz w obłokach? Zaczynam się o ciebie martwić. Ciągle o czymś myślisz, a mnie ciekawość zrzera co ci tak głowe zawraca.
- Aktualnie myślałam o moim rodzeństwie, bo po raz pierwszy od dawna domek nie będzie miał mieszkańców podczas pozostałego roku. Mama załatwiła nam szkoły z internatami, a ci co mogą wracają do domu do ojców i macoch.
- Wiem, że jako grupowa domku martwisz się o swoje rodzeństwo, a dodatkowo masz Olimp, obóz i szkołe na głowie. Teraz jednak upewnij się, że wszystko wziełaś.- Sprawdziłam jeszcze raz liste rzeczy i torbe. Całość się zgadzała.
- Wszystko mam.- powiedziałam, Percy wszedł do swojego domku po rzeczy. Poczekałam na niego przed domkiem.
- Gotowa?- Percy chwycił mnie za ręke
- Gotowa.- poszliśmy do garażów gdzie czekały autokar.
Autokar był wielki na 50 osób, tak by wszyscy się zmieścili. My jako, że wysiadamy jako jedni z pierwszych siedzimy z przodu, a bagarze wkładamy praktycznie na końcu.
Właśnie ustawiliśmy się na szarym końcu kolejki.
- Percy jak myślisz czy twój pokój jest już przemeblowany?
- Na pewno, przecież twoja mama i Hefajstos obiecali, że to zrobią.
- Wiem, ale musze przyznać, że troche się boję.
-Czego? Przecież gdyby nie ty to twój głupi chłopak zginął, by już kilka razy. - zaczął mnie pocieszać
- Boje się. Nic Ci nie mówiłam ale od kilku dni śnią mi się koszmary związane z Good, a rzaczej z mniejszością jej uczniów.
-Nie bój się, bo co do Good to chyba wiem o co ci chodzi, bo też od kilku dni mam koszmary z tym związane. Tobie też się śni, że mniejszość uczniów jest potworami?
-Zgadza się i troche mnie to przeraża.-powiedziałam po cichu.
-Nie bój się najważniejsze, że jesteśmy razem.- pocałował mnie. Póżniej gadaliśmy o wszystkim. Po trzydziestu minutach włożyliśmy swoje rzeczy do autokaru i poszliśmy na plażę.
***
Naprawde jest coś nie tak z moją koncentracją. Nie zoriętowałam się kiedy Glonomóżdzek wziął mnie na ręce. By chwile później wbiec do wody, która mimo wysokiej temperatury powietrza była lodowata.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- zaczełam krzyczeć- PERCY!!!!! TA WODA JEST ZIMNA- mój chłopak jednak mnie nie puścił.-Kochanie nie chce się rozchorować- jednak nic nie działało po pewnym czasie zaczełam kichać- Percy... Apsik.... już jestem przeziębiona.... Apsik... a nie chce przeleżeć pierwszego tygodnia szkoły w łużku.
-No dobra, ale.....-już wiedziałam co chce zrobić wskoczyłam na niego przewalając go pod wodę i odpowiedziałam
- Ani mi się śni jestem na ciebie zła!- wybiegłam szybko z wody i poszłam się przebrać do swojego domku. Dobrze, że w plecaku miałam jeszcze strój do biegania. Szybko się przebrałam i poszłam biegać. Gdy wróciłam do domku było po dwudziestej trzeciej. Zdziwił mnie fakt, że moje rodzeństwo jeszcze nie spało.
-Hej czemu jeszcze nie śpicie? Coś się stało?
- Tak.- Niedoszczegłam własnej mamy która siedziała na łóżku najmłodszego rodzeństwa w moim domku. Bliżniaki Tom i Vanessa są siedmioletnimi słodkimi maluszkami, które potrafią wszystkich pokonać w strzelaniu z łuku i nie tylko. Widziałam poraz pierwszy moją mame troszczącą sie z taką matczyną miłością o któreś ze swoich dzieci.
-Mamo.- uklęknałam przed nią.
-Ann kochanie wstań to, że jestem boginią nie znaczy, że masz się przede mną za każdym razem kłaniać. Teraz idź się umyj, przebierz w piżame i do łużka. A przed tym zadzwoń do Perseusza i powiedz, że dzisiejszy wypad do Tysona został odwołany.
-Mamusiu, a skąd ty o tym wiesz?
-Zapamiętaj Annabeth bogini mądrości wie, słyszy i widzi wszystko. A teraz prędko do łazienki.- nie pozostało mi nic innego jak pujście do łazienki i zadzwonienie do Glonomóżdzka i powiedzenie mu o tym.
Póściłam gorącą wode i za pomaca żarówki wytworzyłam tęcze. Wziełam drachme i wrzuciłam w tęcze.
- O Irys bogini tęczy przyjmij moją ofiare, pokaż mi Perceusza Jaksona obóz herosów domek numer trzy.- po chwili widziałam mojego chłopaka, który właśnie wydurniał się ze swoim tatą. Nie zauważył mnie, ale mi to nie przeszkadzało. Widok smiejącego Percego sprawiał mi radość. Ponieważ bardzo rzadko się śmieje się od czasu bitwy o Manchattan. Obwiniał się o śmierć naszych przyjaciół.
- Co się stało?- po chwili mnie zauważył.
- Tak, bo z naszej dzisiejszej wycieczki nici.
- Wiem właśnie miałem do ciebie dzwonić Tyson, też jest teraz u mnie.
- ANNABETH! CO TAM U CIEBIE?- słysząc jego bardzo głośny głos przeraziłam się, że Atena go usłyszy albo ubudzi moje młodsze rodzeństwo.
- Wszysko dobrze. Tylko Tyson prosze nie krzycz tak.
- Ann córeczko pośpiesz się!- zawołała z za drzwi Atena.
- Już ide mamo. Percy ja musze kończyć do jutra. I Tyson przepraszam, że nie mogliśmy dzisiaj Cię pdwiedzić.- powiedziałam i machnełam ręką przez obraz Percego.
Szybko się umyłam i poszłam do łużka . Moje rodzeństwo już spało, a Atena siedziała na moim łużku.
- Córeczko usiądź, musimy pogadać.- jej ton wogule mi się nie podobał
mówiła tak jakbym coś przeskrobałam. A tak wcale nie było
- Coś się stało mamo?- spytałam odrobine przerażona. Wkońcu z boginią mądrości nie ma żartów.
- Zdaje sobie sprawe z tego, że w Good jest profil o którym marzyłaś. Pamiętaj jednak, że nie akceptuję Perseusza. Wiem, że między wami jest tylko przjaźń, ale i tak mi się to nie podoba.- no to mam przerąbane, bo tylko obozowicze i Chejron wiedzieli o naszym związku. Percy stwierdził, że lepsza będzie dla bogów niespodzianka. Boję się co on tym razem wymyślił.
- Annabeth słyszałam, że ostatnio często tracisz świadomość, opowiedz mi o tym.
- Dobrze. Najczęściej jak gdzieś ide to wiem gdzie idę i dokąd zmierzam ale nic nie słysze a wszystko widzę lub nic nie widze a wszystko słysze.
- A jak często Ci się to zdarza?
- Dziś "odleciałam' w ten sposób dwa razy. Raz w jeden sposoob raz w drugi.- poimformowałam szczegułowo moją mame.
- Pojutrze stawisz się na Olimpie, możesz nawet z synem Posejdona. Pójdziesz ze mną do Apolla, to może być skutek uboczny twojej rany zadanej przez Nakamure.
- Mamo, boję się.
- Nie ma czego. Naprawde.- Nagle moje rodzeństwo obudziło.
Vanessa zaczeła płakać. Moja mama była szybsza, zanim mrugnełam znalazła się przy małej.
- Cichutko, już wszystko dobrze.- moja mama po raz pierwszy przy mnie tak się zazchowywała.
- Mamusiu zostań z nami.- aż mnie zatkałon gdy usłyszałam to pytanie.
- Oczywiście.- ŻE CO?!- Ale z kim będe spała.- Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zgłosili się wszyscy. Ja też tak niziutko podniosłam rękę. Ciekawa jak sobie z tym poradzi.- Dobrze. Śpie ze wszystkimi.
- Ale jak?- wyrwało się Alice.
- Dzieci zejdźcie na chwile ze swoich łużek, stańcie za mną i zakryjcie oczy.- wszyscy szybko to zrobiliśmy. Po pięciu sekundach, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam złączone dziesięć łużek. Super pomysł mamo, myślałam.
- Kładźcie się za pięć minut do was dołącze.- Gdy Atena poszła do łazienki.
Moje rodzeństwo szybko zajeło swoje miejsca. Tylko ja stałam jak ten słup soli, gdyby nie mała Vanessa to stała bym tak do przyjścia mamy. Mała wzieła mnie za ręke i położyła na środku tuż za sobą.
Po chwili bogini wyszła z łazienki. Ubrana w jasno brązowe leginsy i luźny t-shirt z napisem " Mnie się nie olewa mnie się słucha". No dobra bez komentarza. Mama połorzyła się między bliźniakami. Czułam jaką moc w sobie wytwarza. Każdy z nas był tak zmęczony, że po chwili cała nasza dziesiądka spała